poniedziałek, 29 lipca 2013

Sesje z brzuszkiem......

Gdy kilka tygodni temu zadzwonila do mnie kolezanka z pracy, aby poprosic o numer do jakiegos fajnego fotografa, ktory kliknal by jej kilka zdjec w ciazy, nie do konca bylam przekonana czy to dobry pomysl. Po pierwsze, Caroline znam slabo, wiec nie potrafie przewidziec jak moze sie zachowac podczas sesji. Pod drugie, calodniowa sesja w osmym miesiacu ciazy jest bardzo wyczerpujaa (wiem co pisze, gdyz sama mialam takie zdjecia) Po trzecie, fotograf mody zawsze, ale to zawsze snobuje dziewczyne, ktora nie jest modelka, i zadko zgadza sie na tego typu sesje. Jednak doskonale rozumialam Caroline, gdyz ja sama bedac w ciazy z Lilianka, bardzo chcialam miec pamiatkowe fotografie z brzuszkiem :) Tak wiec po krotkiej chwili namyslu, podalam jej kilka numerow do moich znajomych.

Wczoraj, Caroline zadzwonila do mnie podekscytowana. W sobote miala swoja wymarzona sesje zdjeciowa, nadal byla pod wrazeniem. Umowila sie z fotografem na sesje w studio, z makijarzystka i fryzjerka, a nawet stylistka. Nawet nie smialam sie pytac, ile kosztowala ja ta przyjemnosc, a i ona nic nie wspomniala o wysokich kosztach. Zadzwonila do mnie, aby mi powiedziec, ze nie wiedziala, ze praca modelki moze byc, az tak trudna i ciezka fizycznie.....

No coz, wiekszosc osob mysli, ze bycie modelka to poprostu tepe szczerzenie zebow przed obiektywem. Niestety, musze Was zmartwic, niejednokrotnie, jest to spory wysilek fizyczny. Kilkanascie lat temu, w epoce polaroidow, fotograf potrzebowal czasami nawet kilku godzin aby ustawic dobre swiatlo. Przy kazdej probie, robil fotke asystentowi aby sprawdzic rezultat. Calodniowa sesja do katalogu, skladala sie z 10 do 15 sylwetek, a sesja edytorialowa 6 sylwetek, potrafila trwac nawet dwa dni. Mialam wtedy duzo czasu na plotki z ekipa i innymi modelkami, na czytanie ksiazek czy nawet krotkie drzemki. Dzis w epoce cyfrowej, jeden dzien katalogowy to 20 lub wiecej sylwetek, a edytorial na pewno zostanie zrobiony w jeden dzien. Nie ma czasu na przerwe, wypoczynek, czy na szybkiego papierosa i kawe. Caroline miala siedmiogodzinna sesje, z ktorej dostanie piec zdjec, tak jak w przypadku prawdziwego edytorialu do modowej gazety. Gdyby sesji dokonala z fotografem "ciazowym" to po dwoch godzinach mialaby gotowy caly folder :)

Podczas sesji zdjeciowej fotograf wymaga od nas odegrania scenek, raz trzeba byc zabawna, raz smutna innym razem rozmarzona lub melancholijna. Czasami trudno jest przykleic do twarzy radosny usmiech, gdy akurat w Twoim zyciu prywatnym masz same porazki i niepowodzenia. Niekiedy zdarzaja sie zdjecia w plenerach ekstrymalnych, jak futra latem, czy kostiumy kapielowe na sniegu (mialam i jedna i druga). Mnie sie nawet przytrafila sesja, gdzie wisialam na sznurku, podwieszona pod sufit w pieknym i kosztownym gorsecie Thierrego Muglera, udajac Dzwoneczek. Mialam byc delikatna i zmyslowa,  nie bylo latwo gdyz linki na ktorych bylam podwieszona wbijaly mi sie w brzuch i zebra, tak ze prawie nie moglam oddychac. Caroline przyznala sie, ze nie rozumiala polecen fotografa, ktory kazal sie jej ruszac bez ruchu, i zmieniac poze bez jej zmiany :) Powiedziala, ze bylo jej bardzo ciezko stac dwadziescia minut w bezruchu, i jednoczesnie zachowac swiezosc twarzy i ciala. Bardzo czesto zdarza sie tak, ze gdy juz znajdziemy odpowiednia poze, poruszamy sie minimalnie zahowujac te same proporcje sytwetki. Przesuwamy glowe czy rece o milimetry, tak aby cos uleglo lekkiej zmianie, ale aby spojnosc zostala zachowana. Caroline, przyznala, ze trudno jej bylo jednoczesnie pamietac o wszystkim na raz, ktory profil lepszy, ze nie pokazujemy nigdy spodu dloni, ze stopy prezentujemy z pol profilu lub przodu, gdyz inaczej wydaja sie za dlugie. Odpowiednie uniesienie glowy w zaleznosci od emocji ktore chcemy przekazac, czy prawidlowe ulozenie nog by wydawaly sie smuklejsze, bylo dla niej prawdziwym wyzwaniem. Przyznala sie ze jej ruchy byly zbyt drastyczne i nie zawsze na miejscu. Myslala rowniez, ze malowanie i czesanie to przyjemna sprawa, dopoki fryzjerka z makijazystka, nie naniosly jej tysiecznej poprawki na twarz i wlosy. Miala dosyc stylistki, ktora ciagle ja dotykala i odpowiednio ukladala sukienki, co bylo kolejnym utrudnieniem. Prawda jest taka, ze po calym dniu zdjec, nie mozna juz zniesc dotyku drugiego czlowieka, gdyz podczas sesji, ktos ciagle gdzies cie ciagnal, szarpal czy przestawial. Moja kjolezanka, przyznala sie ze po kilku godzinach miala juz dosyc tego calego cyrku, i po mimo swojego podekscytowania, nie miala juz ochoty na kontynuacje.Nie sluchala juz uwag nadciagajacych ze wszystkich stron i nie potrafila sie skoncentrowac, a co dopiero wygladac na rozmarzona.....

-Paulina - powiedziala- bycie modelka to nie tylko bycie piekna przed aparatem, to jednak jest prawdziwy zawod. Trzeba sie wiele nauczyc, sporo praktykowac, miec duzo checi, sily i wyobrazni.

Dzieki Caroline, ja to wiedzialam juz od dawna!
 A oto moja sesja ciazowa ;)


piątek, 26 lipca 2013

Trzy male swinki czyli nie taki wilk straszny

"Le Grand Mechant Loup" - "Duzy, Zly Wilk"

Dawno, dawno temu, za lasami za gorami.... a dokladnie w Wersalu, mieszkalo sobie trzech braci. Kazdy z nich mial swoj dom, rodzine przyjaciol.... Pamietacie bajke braci Grimm o trzech malych swinkach? Stanowi ona fabule najnowszego filmu w rezyserii Nicolasa Charlet i Bruna Lavaine. Nie jest to jednak opowiastka na dobranoc dla najmlodszych, lecz zabawna, czasami smutna a przede wszystkim szczera historia z moralem dla doroslych.



Gdy matka Henriego, Luisa i Philippa zapada w gleboka spiaczke, trzej bracia spedzaja wiele czasu wspolnie czuwajac przy lozku chorej. Zbulwersowani, naglym i  nieszczesliwym wypadkiem, ci dojrzali mezczyzni pograzaja sie w refleksji i zadumie nad wlasnym zyciem, wcale nie bajkowym... 

Malzenstwo Philippa (Benoit Poelvoorde) staje sie nudne i rutynowe, lecz w tym samym czasie poznaje on piekna, mloda i niezwykle pociagajaca aktorke. Znajomosc z Natacha przeradza sie w krotkim czasie w goracy  i namietny romans. Philippe czuje ze zyje, mlodnieje z dnia nadzien, i ponownie czerpie przyjemnosc z zycia. Jednak zona dowiadujac sie o tym przykrym incydencie i wyrzuca go z hukiem z domu.

Henri (Fred Testot) najmlodszy z trojki rodzenstwa, trener aikido, amator filmow porno i calkowity desperat seksualny, przyjmuje zdruzgotanego brata pod swoj dach. Zycie Henriego, z zona, despotyczna furiatka, oziebla seksualnie funkcjonariuszka policji staje sie prawdziwym koszmarem. Najmlodszy brat poszukuje szczescia w ramionach jednej ze swoich ucznnic, pieknej azjatki, dzieki ktorej ponownie odnajduje szczescie i radosc zycia. Po krotkim czasie, zona dowiauje sie o jego po za malzenskim zwiazku..... i Henri, wraz z bratem Philippem znajduja sie na bruku.

Louis (Kad Merad) najstarszy z trojki rodzenstwa, postanawia zaopiekowac sie bracmi. Louis to paryski biznesman, ktory w zyciu osiagnal wszystko. Ma cudowna i kochajaca zone, wspaniale dzieci i piekny dom. Nie w glowie mu romanse, gdyz jest szczesliwy i spelniony. Jednak jego zycie, nie jest tak piekne jak nam sie wydaje.... Louis potrafi zaskoczyc nas wszystkich...

Ta zabawna komedia obyczajowa, opisuje troski i klopoty, ktore malzenstwa przezywaja na codzien. Jedni z nich wychodza z podniesiona glowa, innym sie niestety nie udaje. Trzech braci, czy trzy male swinki, maja swoje domki ze slomy, drewna i kamiena. Ktory z tych domkow przetrwa ataki zlego wilka jakim jest zdrada, pozadanie i niewiernosc. Czy historia kilku nocy, warta jest utraty rodziny? Czy rutyna moze byc poczatkiem konca, i czy brak seksu w zwiazku to powod do rozstania?

Swietna obsada aktorska, duzo smiechu ale rowniez sporo refleksji. Idealna komedia do obejrzenia we dwoje i do sprawdzenia, czy boicie sie zlego wilka!


środa, 24 lipca 2013

Francuska "Police" jest cool! czyli popoludniowa wycieczka na komisariat

W ubiegly piatek, wraz z mama, siostra, Lilianka i malym kaskowym Adasiem, wybralismy sie pod Wieze Eiffela, i na splyw statkiem po Sekwanie. Mialo to byc rodzinne popoludnie, urozmaicone atrakcjami dla dzieci, typu karuzele i plac zabaw w okolicach Trocadero. Rejs Bateau Mouche bardzo sie udal, Lilianka usnela po pieciu minutach, a mama i siostra na zmiane wozily w wozku jeczacego Adasia  po pokladzie! Po godzinnej wycieczce, wydostalismy sie na brzeg, dochodzila juz godzina 14. Postanowilysmy wiec zabrac dzieci, na drugi brzeg rzeki, i zrobic im piekne zdjecia z widokiem na wieze z placu Trocadero. Niestety udalo nam sie przejsc tylko na druga strone mostu Iena.....



Spacerujac wielkim i szrokim mostem, w wybranym przez nas kierunku, mijalysmy wielu zagranicznych turystow, ale tez niezliczona ilosc handlujacych nielegalnie pamiatkami imigrantow. W pewnym momencie, zrobilo sie straszne zamieszanie, na most wjechal radiowoz policyjny, co sprawilo ze "handlarze" uciekali, niektorzy porzucajac za soba swoj towar. Jeden z policjantow podniosl lezace na ziemi pamiatki, i zaczal rozdawac przechodzacym turysta. Moja mama zalapala sie na darmowe suweniry, i dostala wielka Wieze i trzy malutkie w formie bryloczkow. Policjanci pomachali wesolo turysta i odjechali. Tlum sie rozszedl, i kazdy podazyl w swoja strone. Moja usmiechnieta mama, szla z wielka wieza w dloni, kilka metrow przede mna i moja siostra. Niestety tuz za rogiem mostu, zostala zaatakowana przez jednego z nielegalnych handlazy. Wysoki i poterzny Afrykanczyk, o diabelskim spojrzeniu zaczal  na nia krzyczec w jezyku angielskim, i szarpac ja za reke i ramie. Moja mama na poczatku, nie zrozumiala zupelnie o co chodzi. Dopiero gdy wyrwal jej nieszczesna wieze, i pchnal z calej sily na mur mostu, zorientowala sie, ze to pamiatka jest powodem jego agresji. Afrykanczyk zaczal powoli odchodzic, gdy jeden z jego kolegow wskazal, na druga dlon mojej mamy, w ktorej trzymala bryloczki. Handlarz wrocil rzucajac sie na moja mame, ktora szybko rzucila wiezyczki na podloge. Mimo to ponownie zaczal nie szarpac i ublizac. Ja w tym czasie zdazylam zostawic wozek z Lilianka pod opieka mojej siostry stojacej obok, i podbieglam stajac miedzy mama a tym szalonym mezczyzna. Moje 180 cm wzrostu, gruby i mocny glos podzialaly. Hmmm, albo tych trzech turystow, ktorzy staneli w naszej obronie! :) Odepchnelam go od mojej mamy, grozac policja, i deportacja za nielegalny pobyt oraz agresje. Napastnik sie uspokoil, ale odchodzac ublizal pod naszym adresem, i chcial opluc moja nieszchesna, mame ktora wykazala sie niesamowitym refleksem i cudem uniknela tej nieprzyjemnej sytuacji, odgrazajac mu sie i odpowiadajac na jego wulgarne zaczepki.


Przechodzac przez pasy w kierunku parku, bylysmy nadal bardzo zdenerwowane, jedna z Amerykanskich turystek, pokazala nam ze po drugiej stronie znajduje sie mobilny komisariat. Mama chciala odpuscic, ale ja nie dalam za wygrana. Tak wiec udalysmy sie na skarge. Trzech policjantow w mundurach wyszlo z furgonetki, wysluchali naszej histori i opisu zdarzenia. Gdy tlumaczylam jak wyglada nasz agresor, on pojawil sie tuz przed nami, po przeciwnej stronie ulicy. Wskazalam go natychmiast funkcjonariuszom, a on zaczal uciekac w kierunku parku. Dwoch policjantow pobieglo za nim, podczas gdy trzeci wrocil do srodka furgonetki, aby przyniesc dzieciom wode do picia. Po kilku minutach, dostrzeglysmy, Afrykanczyka, ktory uciekl przed policja. Mial wielki tupet, gdyz stanal  w odleglosci kilku metrow od nas. Spojrzal sie w naszym kierunku, i pewnym gestem wykonal ruch podcinajacy gardlo. Zagrozil nam dajac do zrozumienia, ze wpakowalysmy sie w niezle klopoty, i jest juz po nas. Mama zaczela panikowac, ja powiedzialam z siostra, ze teraz to juz na pewno nie odpuscimy. Zawolalam policjanta mowiac mu o tym, a on wyskoczyl szybko z radiowozu. Afrykanczyk zaczal ponownie uciekac, tym razem jednak policjanci wizieli sprawe bardzo na powaznie. Dobiegaly mnie skrawki rozmowy, prowadzonej przez komorke, o kamerach, radiowozach, poscigu jak na jakims filmie !!! 

Po okolo 15 minutach, pod furgonetke podjechaly dwa policyjne samochody w neutralnych barwach, z syrenami na sygnale. W jednym z nich siedzial nasz agresor, rzucajac w naszym kierunku nienawistne spojrzenia. Z radiowozow wyszlo czterech policjantow w cywilu. Myslalam, ze snie. Scena jak z amerykanskiego filmu. Jeden z nich, potezny i wielki Murzyn z dredami, w hawajskiej koszuli palacy cygoro, ze zlota bizuteria, wygladal bardziej na gangstera niz na stroza prawa!  Dwoch kolejnych, mlodych, przystojnych i wysportowanych chlopakow, w modnych tshirtach, dobrze skrojonych spodniach jeansowych i sportowych butach podeszlo w naszym kierunku. Wytlumaczyli nam, ze zabieraja nas na komisariat, i ze mama musi koniecznie zlozyc zeznania, gdyz osobnik, ktorego zatrzymali, jest niezwykle agresywny i grozny. Mieli juz na niego donosy wielokrotnie wczesniej, tym razem rzucil sie nawet na policjantow, i grozil im w ten sam sposob co mamie. Tak wiec chlopaki zlozyli nasze wozki,  a my z dzieciakami wsiadlysmy do radiowozu. Podroz po Paryzu, policyjnym samochodem na sygnale, gdzie wszystkie inne pojazdy ustepuja Ci miejsca zatrzymujac sie lub zjerzdzajac na bok, byla niesamowitym przezyciem. Adas i Lilianka byli zachwyceni!!! Gdy podjechalismy pod komisariat, zostalysmy wprowadzone innym wejsciem niz zatrzymany. Czekalysmy w recepcji, gdzie dzieci zaczely robic prawdziwa demolke, rozrzucily zabawki po korytarzu, przepychaly sie, laly wode po podlodze. A policjanci, ktorzy przechodzili mowili w kolko jakie sa kochane i slodkie. Pytali sie co my tu robimy (musialysmy byc bardzo nietypowymi goscmi na komendzie), a ja od poczatku opowiadalam nasza historie. Po krotkim oczekiwaniu, mame, mnie i Lilianke zabrano do osobnego pokoju na zlozenie zeznan. Panowie policjanci byli bardzo mili i sympatyczni, przyniesli nam puszki z napojami, Liliance cukierki, mowili ze jest sliczna i wcale sie nie gniewali gdy wyplula na podloge suszone morele, a na fotel rozlala cala buteleczke plynu do dezynfekcji.... Trafilysmy chyba na jedynego posterunkowego, ktory pisal na maszynie stukajac pojedynczo palcem! Byl wolniejszy niz slimak i zolw jednoczesnie, ale tak jak pozostali jego koledzy, bardzo kulturalny i usmiechniety. Podczas przesluchan, przez nasz pokoj przewinal sie chyba caly meski personel komisariatu.  Coz, nie ma co mowic, trzy dziewczyny z dwojka malutkich dzieci, to chyba nieczesty widok na posterunku!  Po skonczonych zeznaniach, Panowie zaproponowali nam odwiezienie w okolice Wiezy, ale poniewaz bylo juz po siedemnastej, postanowilysmy wracac do domu, gdyz wieczorem mialysmy dziesiec osob na grila....

Coz, moze i Adas i Lilianka, nie maja zdjecia pod Wieza Eiffela, moze nie byli na placu zabaw, a nawet nie potrafili sie nacieszyc rejsem po Sekwanie, ale chyba niewiele dzieciakow w ich wieku  moze sie pochwalic przejazdzka radiowozem policyjnym na sygnale w Paryzu, w godzinach szczytu!!! 

Francuscy policjanci sa cudowni. Zawsze mialam o nich taka opinie, gdyz na komisariacie ladowalam juz dwukrotnie (dwa razu zostalam zaatakowana i niestety poturbowana w Paryzu) a raz na posterunku gandarmeri (jako swiadek) Sa tolerancyjni, wyrozumiali i bardzo kulturalni. Byli dla nas szalenie uprzejmi, i bardzo sie o nas martwili. Przejeli sie nasza sytuacja, i bylo im przykro, ze takie przykre incydenty zdarzaja sie tutejszym turystom. Oprocz tych pozytywnych cech charakteru sa  mlodzi i przystojni!!!

PS Sprawa agresora mojej mamy ma sie odbyc w tym tygodniu, weekend spedzil w areszcie. Francuskie prawo jest bardzo lagodne, i prawdopodobnie dostanie tylko upomnienie lub wyrok w zawieszeniu, mimo iz jest to juz kolejny zarzut skladany przez turyste. Policja liczy, ze tym razem sedzia potraktuje sprawe powazniej, gdyz grozil on rowniez strozom prawa.

poniedziałek, 22 lipca 2013

14 Lipca - Moj wymarzony dzien.....

Odkad pamietam, zawsze lubilam komedie romantyczne.... marzylam, aby moj slub i wesele wygladalo, tak jak na filmach, elegancko, romantycznie i niepowtarzalnie. Tak wiec, gdy Martin poprosil mnie o reke, wiedzialam, ze nareszcie bede mogla zrealizowac to o czym fantazjowalam od dziecinstwa.....


Gdy w piatek trzynastego lipca, autokar zajechal na zamkowy dziedziniec, odetknelam z ulga. Prawie szescdziesiat osob, ktore przylecialo z Francji, wysypalo sie z pojazdu z radosnymi usmiechami na twarzy.Od tego momentu, komorka moich rodzicow i moja nie przestala dzwonic ani na moment. Co chwila, odbieralysmy telefony, od cioc czy wujkow, Polakow i pozostalych Francuzow, ktorzy informowali nas ze juz sa w recepcji, lub od przyjaciol, ktorzy pobladzili w drodze. Ostatni goscie oczekiwani w piatek przybyli oklo godziny dziewietnastej. W zamkowej restauracji, rozpoczelismy wspolna kolacje, w milej i pogodnej atmosferze...... Polozylam sie spac w naszym pokoju okolo godziny 23, choc wiem ze niektorzy goscie,  w tym moje serdeczne przyjaciolki z Niemiec i Szwajcarii,  balowali do bialego rana!!!





W sobote otworzylam oczy, zanim zdazyl zadzwonic moj budzik ustawiony w telefonie. Tak na prawde, to prawie wcale nie spalam. Bylam bardzo zdenerwowana i zbyt podekscytowana, aby zapasc w spokojny i lagodny sen. Ubralam sie w biegu, i pobieglam na sniadanie, gdzie czekal na mnie juz moj wielotetni przyjaciel i jeden ze swiadkow Arnaud. Na sile probowal mi wcisnac kawalek kanapki, bez skutku, po czym zdegustowany dal za wygrana. Ciocie tylko nakrzyczaly, ze powinnam koniecznie cos zjesc, bo czeka mnie dlugi dzien.... Zlapalam Arnaud za reke i pobieglismy do znajdujacego sie na Starym Rynku, salonu fryzjersko - kosmetycznego. Moze nie bedziecie chcieli uwiezyc, ale Pani fryzjerka widziala mnie tylko raz w zyciu na oczy, i nigdy nie robila i probnego czesania. Ta mloda dziewczyna, byla w jeszcze wiekszym stresie niz ja, gdy usadowilam sie przed lustrem. "Prosze sie nie denerwowac, to czesanie jak kazde inne. Na pewno sobie Pani swietnie poradzi. Robimy, prosto, elegancko i dyskretnie, tak jak sie umawialysmy" Godzine pozniej siedzialam moczac stopy i dlonie w miseczkach, z idealna fryzura, jaka sobie wysnilam. Mloda fryzjerka z Pultuska, okazala sie niezwykle zdolna i bardzo szybka. Gdyz po mnie nastapil wysyp czesan slubnych moich gosci!!!


Gdy ostatnie zebranie organizacyjne ze swiadkami i kilkoma bliskimi przyjaciolkami oraz slubnym staffem dobiegolo konca, nadszedl wreszcie moment, aby sie umalowac i ubrac w suknie slubna. Makijaz, zrobilam sobie sama, delikatny i naturalny, bardzo stonowany.... zadnych brokatow, krysztalkow czy innych wynalazkow. Przy pomocy mamy, mojej siostry Marty i szwagierki Eglantine, ubralam sie w suknie, poprawilam tren, przypielam welon i zalozylam buty na obcasie. Bylam gotowa....


Martin, rodzice, tesciowie i wszyscy goscie slubni czekali na dziedzincu. Gdy stalam w zamkowym holu, mialam wrazenie ze sie rozpadne na tysiace drobnych kawaleczkow. Zlozylam dlonie jak do modlitwy, w gardle mi zaschlo, i zrobilo mi sie niesamowicie goraco.... "Juz pora" pomyslalam dajac krok do przodu, szlam korytarzem do wyjscia, a rozmazany obraz stawal sie coraz bardziej czytelny. Gdy przestapilam prog zamkowych drzwi i stanelam na dziedzincu, moim oczom ukazal sie jeden z najcudowniejszych widokow, o jakich nawet nie snilam. Na czerwonym dywanie stal Martin. W dobrze skrojonym, dopasowanym garniturze, bladorozowej koszuli i fuksjowym krawacie. Przy rekawach poblyskiwly wielobarwne, krysztalowe spinki od mankietow, w dloniach trzymal moja slubna wiazanke. Wygladal przepieknie, niezwykle przystojnie i pewnie siebie. Gdy szlam w jego kierunku, zamkowym dzidzincem, w tle slyszalam krzyki i bicie brawo naszych gosci. Stanelismy przed soba, i przywitalismy sie dlugim i slodkim pocalunkiem. Nastepnie uklenelismy do Blogoslawienstwa, ktore okazalo sie nieprzecietna atrakcja dla Francuzow. Byli zachwyceni, tradycja i wiara panujaca wsrod polskich rodzin. Po ostatnim znaku krzyza i ostatnim uscisku, wstalismy, i Martin pomogl mi wsiasc do dorozki, ktora byla naszym srodkiem tranportu. Rozpoczelismy orszak slubny z Zamku do Bazyliki, znajdujacej sie po przeciwnej stornie rynku. Zanim dojechalismy do kosciala, i stanelismy w bramie czekajac na ksiedza, goscie zdazyli sie umiejscowic w laweczkach.



 Ksiadz przyszedl po nas, i wraz z naszymi swiadkami, podazylismy za nim do Oltarza. Msza byla prowadzona w jezyku polskim, odbylo sie czytanie po francusku przez Arnaud, i Psalm w wykonaniu mojej wokalnie uzdolnionej siostry. Moj tesc przyznal sie kilka lat pozniej, ze glos spiewajacej Marty, w rytm koscielnej muzyki wzruszyl go do lez. Aby Msza Swieta przebiegla sprawnie, i byla zrozumiala dla Francuzow, przygotowalismy "livret de messe" czyli ksiazeczki z calkowitym rozkladem mszy, modlitwami i spiewami. Jest to francuski zwyczaj, ktory w naszym przypadku sprawdzil sie niesamowicie, gdyz ksiazeczki te wydrukowalismy w dwoch jezykach.

Prawie cala Msze, bylam na granicy szczescia i wzruszenia, lecz gdy uslyszalam slowa " Ja Martin, biore Ciebie Paulino za zone...." z ust mojego francuskiego narzeczonego, wypowiedziane po polsku z jego cudownie uroczym akcentem, peklam jak banka mydlana, a z moich oczu poplynely lzy wielkie jak grochy. Wzruszenie wzielo gore. Gdy przyszla moja kolej na zlozenie przysiegi, nie bylam juz w stanie wyrzucic z siebia nawet jednego slowa, tak mocno siskalo mnie w gardlo. Ten mezczyzna, Francuz, decyduje sie na zwiazek ze mna Polka, tu w polskim kosciele, mimo iz jest niewiezacy, i nawet przysiege sklada w moim ojczystym jezyku.... Nie potrzebowalam wiekszego dowodu milosci niz ten, ktory otrzymalm wlasnie w tym momencie, by wiedziec, ze moj maz mnie kocha.






Po wyjsciu z kosciola, zostalismy obsypani tonami ryzu i grosikow, ku uciesze lokalnych dzieciakow, ktore po ceremoni, pozbieraly wszystkie drobne. Gdy skonczylismy odbierac zyczenia i kwiaty od naszych
wspanialych gosci, wspolnie udalismy si na dziedziniec zamkowy, gdzie czekal na nas "vin d'honneur" czyli tradycyjny slubny aperitif. JazzBand przywital nas nastrojowa muzyka, a rodzice chlebem i sola. Francuzi byli zachwyceni, gdy po skosztowaniu pieczywa, i przechyleniu kieliszkow do dna, rzucilismy je za siebie. Nastapila fala aplauzu i owacji. Po chwili slychac bylo strzal korkow od szampana, sprowadzonego na ta specjalna okazje prosto z francuskich winnic. Moj tesc jest prawdziwym znawca francuskich trunków  wiec zadbal aby nasze przyjecie bylo dobrze zaopatrzone.  Pogoda dopisała, świeciło piękne słońce, a temperatury były bardzo lipcowe. Zarówno my, jak i nasi goście, korzystalismy z tego magicznego momentu, popijając chlodnego szampana przy dźwiękach jazzu. Na cześć naszego ślubu,  zamkowa armata, wystrzeliła trzy razy.






Gdy zakonczylismy weselny koktajl, udalismy sie wspólnie z naszymi gośćmi na zamkowa sale balowa, udekorowana specjalnie na ta okazje. Pod sufitem wisialy biale kwiatowe kule, oraz jedwabne i tiulowe wstegi. Na scianach przyczepione zostaly bykiety kwiatowe, a stoly i krzesta bralismy w biale pokrowce. Okrągłe stoliki ozdobione zostały pieknymi kwiatami w bardzo wysokich wazonach, bukiety składały sie w większości z moich ukochanych Lilii. Na stolikach postawiliśmy dwojezyczne menu dla naszych gości, oraz winietki z ich imionami. Jako podarunek dla gosci, zdecydowalismy sie na mini buteleczki, "Wodki Debowej" ubrane w kokardki z naszymi imionami i data slubu. Szesc lat temu, upominki dla gosci byly nowoscia na polskich weselach, we Francji, jest to zwyczaj istniejacy juz od wielu lat. Kazdy stolik nosil swoja nazwe, byly to roznego rodzaju miejscowosci z czterech krancow swiata, ktore odegraly wazna role w naszym zyciu. Nasz stolik nazywal sie oczywiscie Wenecja, w zwiazku z zareczynami, ktrore mialy miejsce rok wczesniej. Menu weselne, bylo typowo polskie, i skladalo sie z przystawek, oraz kilku cieplych dan serwowanych podczas przyjecia. Francuzi pochwalili kuchnie polska, a w szczegolnosci wszelkiego rodzaju szynki i wedliny, wyrabiane w zamkowej wedzarni. Byli bardzo zaskoczeni, tak wielka iloscia i roznorodnoscia dan podawanych podczas kolacji. We Francji, kolacja weselna wyglada zupelnie inaczej.





Przyjecie rozpoczelismy z Martinem, tanczac walca w rytmie dzwiekow utworu z filmu "Amelie Poulain". Po mimo kilku lekcji tanca, walc nie wyszedl nam tak swietnie jakbym chciala, ale bylo dzieki temu wiele smiechu. Zabawa rozpoczela sie chwile pozniej, w rytmah miedzynarodowej muzyki wykonywanej przez niesamowity zespol muzyczny. Tance przeplatane byly przemowieniami moich rodzicow, tesciow, pokazem slajdow naszych zdjec czy francuskim konkursami. O godzinie 24, rozpoczely sie oczepiny, z udzialem Francuzow i Polakow. Czlonkowie zespolu, ubrani w stroje Lowickie (pochodze z Lodzi) zaczeli grac polska muzyke biesiadna, ktora porwala cala sale do tanca! Patrzylam na naszych polskich i francuskich przyjaciol i nie moglam uwiezyc, ze wsolnie tancza przy "Czerwonych Koralach" ( jedna z ulubionych piosenek Martina, ktory potrafi zaspiewac caly refren!!!)



Okolo godziny pierwszej w nocy, na sale zostal wprowadzony ogromny tort weselny, bialy udekorowany czerwonymi rozami. Podobno bardzo smaczny, ale ja nie mialam okazji go sprobowac :) Wedlug sarmackiego zwyczaju, pokroilismy tort szabla, i czestowalismy naszych gosci....

Zabawa trwala do bialego rana, i ostatni goscie opuscili sale przy dzwiekach karaoke, okolo godziny 6 rano!
Ulatwieniem bylo to, iz wiekszosc z nich spala w zamkowych pokojach, lub w hotelu znajdujacym sie pietnascie mitut spacerkiem.

Nastepnego dnia, z okazji poprawin, zaprosilismy naszych gosci na grila do tawerny znajdujacej sie nad rzeka, na terenie zamkowym. A aby podziekowac im za przybycie, zabralismy wszystkich na rejs gondolami, aby mogli podziwiac malownice krajobrazy i okolice.....




Rok przygotowan, organizacji, poswiecen, aby w ten jeden jedyny weekend wszystko wygladalo bajecznie... Ja spelnilam swoje marzenie, mialam slub i wesele o jakim snilam od najmlodszych lat....!!!!

Tydzien temu obczodzilismy, szosta juz rocznice naszego slubu, jak co roku na niebie widac bylo piekny pokaz sztucznych ogni. Jedni mowia ze to z okazji Francuskiego Swieta Niepodleglosci (zburzenie Bastylii), ale ja preferuje myslec ze to na nasza czesc..... :D


piątek, 12 lipca 2013

Weekend w Paryzu - czyli romantyczna wycieczka we dwoje!

Paryz, miasto ktore zainspirowalo wielu tworcow filmowych i muzycznych. Miasto milosci i romantyzmu, ktore do dzisiaj jest marzeniem wielu zakochanych par. A poniewaz wakacje zblizaja sie wielkimi krokami, a dla niektorych, juz sie nawet rozpoczely, postanowilam podpowiedziec Wam, jak spedzic romantyczny weekend w Paryzu, gdyby ktos z Was wybieral sie z wizyta :)

Gdy Wasz samolot juz wyladuje piatkowym popoludniem  na lotnisku De Gaulla, a wy jakims cudem przedostaniecie sie RERem do Paryza w godzinach szczytu.Nareszcie dotrzecie do hotelu, i po odswiezeniu sie, mozecie ruszyc w miasto

Champs Elysees wieczorowa pora, to bardzo dobry wybor. Latem slonce w Paryzu, zachodzi dosc pozno, dzieki czemu, mozecie podziwiac ta popularna Avenue w promieniach slonca i jednoczesnie w blasku ksiezyca. Proponuje Wam, wybrac sie na spacer okolo godziny 18.00. Najlepiej wysiasc z metra pod Lukiem Triumfalnym, i jednoczesnie wejsc na sama gore tego zabytku. Kolejka zdecydowanie mniejsza niz na Wieze, a widok rownie piekny. Pozwoli Wam to, juz w pierwszych chwilach pobytu  zobaczyc cudowna panorame stolicy. Po krotkiej wizycie widokowej, proponuje Wam spacer Polami Elizejskimi w dol, czyli w kierunku  Placu Concorde, i Ogrodu Tuileries, az pod sam Luwr....  




Gdy zegarek bedzie wskazywal juz 21.00, na niebie bedzie nadal swiecilo slonce, ale Wasz brzuch pewnie zacznie burczec z glodu! Proponuje Wam, znajdujaca sie w poblizu, mala knajpke, z typowo francuska kuchnia. Swieze i smaczne dania, podaje sam wlasciciel, ktory jest bardzo sympatycznym czlowiekiem, i uwielbia rozkrecac "impreze" w swoim lokalu. Restauracja nazywa sie Chez Medhi, a my z Martinem, jestesmy bardzo czestymi bywalcami tego miejsca. W ubiegla sobote, wyprawilam tam nawet moje urodziny. Po konsumpcji kolacji, powinniscie udac sie na dalszy podboj miasta. Macie kilka mozliwosci. Mozecie powrocic na Champs, aby zobaczyc jak magicznie  wyglada noca, mozecie udac sie do ogrodow i znajdujacego sie w nich wesolego miasteczka, aby poszalec na samochodzikach, i przejechc sie na Diabelskim Mlynie, lub mozecie przejsc sie Fbg Saint Honore i poogladac pieknie podswietlone witryny ekskluzywnych butikow. Mozecie rowniez zrobic te trzy rzeczy jednoczesnie, gdyz pamietajcie, ze Paryz zyje noca, i absolutnie wszystko jest tu otwarte do poznych godzin nocnych, lub wczesnych porannych ;D


Diabelski Mlyn w Ogrodach 


Plecak na sobote: mapa paryza (lub komorka z nawigacja), przewodnik, plyn do dezynfekcji rak, mokre chuteczki, dwie sciereczki kuchenne, korkociag, dwie szklaneczki

Sobotnie sniadanie mozecie zjesc w hotelu, lecz o wiele ciekawiej bedzie napic sie cafe creme i zjesc croissanta w pobliskiej kawiarence. Po lekkim sniadaniu (pamietajcie, ze obiad we Francji podaje sie miedzy 12 a 14! i ani chwili pozniej!) proponuje Wam pojechac pod Hotel de Ville i z tamtad rozpoczac drugi dzien w Paryzu. Mairie de Paris to nic innego nizRatusz Miejski. jest to piekny i zabytkowy budynek, ktory w swoich salach przyjmuje wiele tymczasowych wystaw. Jest to swietna rozrywka, gdyz mozecie podziwiac fotografie lub obrazy wielu znanych artystow, i to w dodatku za darmo! Po odwiedzeniu ekspozycji, ktora Wam przypadla do gustu, mozecie przejsc sie spacerkiem w kierunku Katedry Notre Dame, do ktorej pewnie nawet nie wejdziecie, gdyz pod kosciolem czekaja tlumy turystow chetnych do zwiedzenia zabytku. Zamiast stac w kolejce, proponuje Wam "pobladzic" w V i VI dzielnicy, ktore sa tuz obok. Male waskie i krete uliczki, przepelnione kiczowatymi sklepami z pamiatkami Made in China, maja swoj urok. Gdy juz zrobicie sobie fotke pod fontanna Saint Michel, udajcie sie w kierunku, Saint Germain des Pres. W Boulangeri, na ktora traficie po drodze, kupcie sandwicha (koniecznie z bagietki) i wode mineralna, nie zapominajac o pysznym i slodkim deserze typu "tarte" lub "macaron" najlepiej z Laduree. Kupcie dodatkowa bagietke, koniecznie przekrojona na pol, i schowajcie do plecaka! Z tak bardzo typowym lunchem, udajcie sie w kierunku Ogrodu Luxemburg, gdzie w cieniu, na laweczce w spokoju zjecie swoj paryski "dejeuner". Gdy juz odpoczniecie, proponuje Wam zmiane okolicy. Zanim wsiadziecie do Metra, zajrzyjcie jednak do supermarketu i zrobcie zakupy skladajace sie z : mini marchewek i rzodkiewek paczkowanych i gotowych do konsumpcji, zielonych oliwek koniecznie po prowensalsku, jambon de bayonne (wedzona szynka w plastrach) saucisson (pokrojona w plasterki kielbase sucha) dwa lub trzy sery z czego jeden twardy typu Beaufort, wode i koniecznie wino. Nastepnie zapakujcie sie do Metra, i udajcie w kierunku stacji Trocadero. 

Wychodzac na Placu Trocadero, zobaczycie najpopularniejszy i najwazniejszy zabytek Paryza, La Tour Eiffel!!!! Po zrobieniu tysiaca zdjec w stylu "Japonski turysta", udajcie sie w dol, w strone Wiezy. Po drodze tuz nad sekwana zobaczycie jedna z najpiekiejszych karuzeli z Paryzu, absolutnie warta przejazdzki. 

Karuzela pod Wieza Eiffela

Po odstaniu dwoch godzin w kolejce i pietnastominutowej wizycie na wiezy, proponuje Wam dla poprawy nastroju przejazd Beatau Mouche, czyli splyw statkiem po Sekwanie. Jest to naprawde bardzo przyjemna przejazdzka, ktora pozwoli Wam w przeciagu godziny, zapoznac sie z najpopularniejszymi zabytkami miasta i ich historia. Najlepsza godzina (moim zdaniem) to okolo 20.00 gdyz slonce juz nie prazy, powoli zbliza sie ku zachodowi, i nadaje miastu niepowtazalny klimat. Po tej wodne wycieczce, proponuje Wam dwie opcje. Albo zostajecie pod Wieza, na Polach Marsowych i robicie sobie piknik, tak jak prawdziwi Paryzanie (alkohol chowajcie do placaka) albo mozecie udac sie na Pont des Arts, i tam rozkladacie sie ze swoim prowiantem. W okol Was na pewno znajda sie jacys "muzycy z powolania" i ludzie chetni do nawiazania "przyjazni" tak wiec smacznego!


Pikinik na Pont des Arts -ulubione miejsce zakochanych!


Jak w kazda niedziele rano Paryz wita wiele ryneczkow miejskich ze swieza zywnoscia. Tak wiec proponuje Wam niedzielne sniadanie na Marche rue Mouffetrd w V dzielnicy. Po zjedzeniu Pain au Chocolat, mozecie udac sie na spacer wsrod sklepikow i straganow, znajdujacych sie na tym znanym ryneczku.Jesli jestescie fanami owocow morza, to na pewno bedziecie zachwyceni, roznorodnoscia i niesamowitym wyborem swiezych produktow. Krewetki, kraby, homary czy ostrygi, pieknie wyeksponowane, beda kusic swoim kolorem i zapachem. Kolejny etap podrozy to polnoc Paryza, a dokladnie Marche aux Puces de Saint Ouen!!! 
Targ staroci na Saint Ouen

To bardzo znane miejsce, przyciaga handlarzy staroci i antykow z calego swiata. Spedzicie tam cale przedpoludnie podziwijac zabytkowe fotele, klamki czy porcelnowe lalki. Bedzie to dla Was jak podroz do innej epoki, przedmioty, ktore bedziecie podziwiac maja swoja dusze, i chca Wam przekazac swoja historie. Bardzo czesto mozna spotkac aux Puces, znane osobistosci i to nie tylko te Francuskie. Ja ostatnim razem rozpoznalam znanego polityka Dominique de Villepin, trenera Raymonda Domenech i aktorke Katherine Heigl. Po tym dlugim spacerze, proponuje Wam zjesc obiad w nowo otwartej retauracji Philippa Starcka Ma Cocotte. Jest to miejsce bardzo trendy i design, ale mimo to jedzenie jest smaczne i tradycyjne, a porcje sa normalnych rozmiarow. Uwaga na obsluge, jest calkowicie beznadziejna :) Jesli postanowicie udac sie do Ma Cocotte, to koniecznie skozystajcie z toalet. Sa baaardzo nietypowe!Po zjedzeniu obiadu, i wypiciu kawy, pora na dzielnice XVIII! Proponuje wysiasc na Metro Place de Clichy, i udac sie bulwarem Rochechouart w kierunku Pigalle i Anvers, gdy juz obejzycie sobie wszystkie sexs hopy i Moulin Rouge (niedzielne popoludnie to swietna pora :))) to udajcie sie w kierunku Abbesses. Poplaczcie sie w uliczkach Montmartre, ogladajac wystawy modnych i niezaleznych projektantow i napijcie wina w hippsterskim pubie.

Kawiarenki na Montmartre

 Nastepnie udajcie sie w kierunku Sacre Coeur i Place de Tertre. Po zakupie pamiatek lub tandetnego portretu, zamowcie na kolacje wytrawnego nalesnika z szynka i serem, i zjedzcie na schodach pod Bazylika, podziwiajac przepiekny zachod slonca nad Paryzem, i sluchajac dzwiekow muzyki granej przez mlodych muzykow.......

Poniedzialek rano oznacza, ze Wasz Paryski Weekend dobiegl konca........ milego powrotu!!!!

czwartek, 11 lipca 2013

Gossip, gossip, wakacyjny gossip!

W zyciu kazdej kobiety, przychodzi taki moment, gdy juz wszystko jest zrobione, praca zakonczona, rodzina nakarmiona, dzieci w lozku, pranie rozwieszone, i paznokcie pomalowane. Lub moment, gdy dzieci chlapia sie w wodzie, a ty zmeczona kobieto lezysz plackiem na plazy, w duzym kapeluszu i okularach slonecznych, wysmarowana kreme z filtrem. Ja osobiscie preferuje opcje numer dwa :) Nie wazne, gdy juz ktoras z tych magicznych, wytesknionych i upragnionych chwil nadejdzie, pomyslisz sobie " Nie samym Victorem Hugo czlowiek zyje!" i otworzysz kolorowy, wypelniony fotkami, calkowicie glupkowaty magazyn typu gossip!!!! I chwala nam za to, czasami nalezy sie po prostu rozerwac, odprezyc, odpoczac. Cazami lepiej jest przeczytac o narodzinach coreczki Kim i Kayne, lub wakacjach Beyonce, niz kolejnym konflikcie zbrojnym w polnocnej Afryce. Ja osobiscie, przyznaje sie bez bicia, i bez wstydu, magazyny plotkarskie uwielbiam. Stanowia lekture, latwa, lekka i przyjemna. Idealna do metra/tramwaju/autobusu, na plaze czy do krotkiego przejzenia przed snem. A poniewaz dostalam juz kilka razy ta sama probe, aby podzielic sie z wami plotkarskimi stronami po francusku..... mowisz i masz!!! Co prawda, jestem zwolenniczka prasy drukowanej, ale kazdy z "moich" magazynow ma swoj internetowy odpowiednik, a wiekszosc z nich posiada rowniez aplikacje na tablety. Tak wiec milej lektury Wam zycze!!!




Plotkarskie strony internetowe:















Kobiece strony internetowe:

http://www.grazia.fr/















Strony internetowe o dzieciach:






środa, 10 lipca 2013

"Paris Haute Couture"


"Moda przemija, styl pozostaje" - Coco Chanel




W ubieglym tygodniu, zakonczyly sie trwajacy piec dni  pokazy Haute Couture. Wlasnie z tej okazji, paryski Hotel de Ville, goscil w swoich salonach ekspozycje zwiazana z tym tematem i zatytulowana "Paris Haute Couture". Wystawa okazala sie wielkim sukcesem, i na przelomie marca i lipca odwiedzila ja ponad 200000 osob. Organizatorzy przyznali, iz nie liczyli sie z tak wielka popularnoscia i uwaga jaka zwrocila na siebie ta nietypowa prezentacja. Odbiorcami okazali sie nie tylko milosnicy mody, ale rowniez dzieci, mlodziez, turysci, lub po prostu ludzie majacy chec obcowania z innym rodzajem dziel sztuki.  Ja sama na wystawe wybralam sie w ubiegly wtorek, i po odstaniu prawie trzydziestu minut w kolejce, dostalam sie do srodka. Przyznam szczerze, ze jako absolutna fanka mody, bylam zachwycona kolekcja, przepieknych sukni wieczorowych, ktore mialam okazje podziwiac. Ale aby zrozumiec , dlaczego Francuzi maja tendencje do uwielbiania Haute Couture, a kreacje nazywaja dzielami sztuki, ktorych wartosc porownywana jest do obrazow lub rzezb znanych artystow, nalezy poznac historie tego stylu....





Gdyby nie Madame Rose Bertin, dzisiejsza moda nie bylaby tym czym jest. To wlasnie ta francuska dama zapoczatkowala Haute Couture, otwieajac pierwszy salon kobiecej mody w 1770 roku na slawnej do dzis rue Faubourg Saint Honore. Jedna z jej "vipowskich klientek" stala sie krolowa Maria Antonina, ktora uczynila Madame Rose Bertin, glowna stylistka dworu. Kreatywna projektantka i odwazna krolowa, przyczynily sie do rozwoju awangardowej mody i niecodziennych stylizacji takich jak "pouf aux sentiments" czy "coiffure a la belle poule". Jean Paul Gaultier, Madonna czy Lady Gaga to niewinni amatorzy i nasladowcy.... 





Ponad cwierc wieku pozniej, zlota igle przejmuje Louis Hippolyte Leroy, mlody i niezwykle zdolny krawiec. Staje sie krolem stylu epoki, i podbija salony ubierajac Napoleona I i jego zone Jozefine. Jak na prawdziwa gwiazde przystalo, Leroy otwiera prestizowy salon mody, i sam wybiera swoich klientow. Odmawia szycia dla mieszkancow prowincji, i szyje tylko dla bogatych i snobistycznych paryzanek. Ma kontrowersyjny sposob bycia i zachowania, oraz nietypowe poglady. Juz teraz wiemy na kim wzoruje sie John Galliano! 










Na poczatku XIX wieku, pod panowaniem Napoleona III, Paryz staje sie miastem oswieconym, i przyciaga setki mlodych ludzi, kreatywnych artystow, muzykow, ale rowniez krawcow. Jednym z nich jest brytyjski projektant Charles Frederic Worth. Po kilku latach wspolpracy z Domem Mody  Gagelin, sam postanawia otworzyc swoje atelier na rue de la Paix. To wlasnie mlody Worth, wprowadza inowacyjne i oryginalne techniki handlu. Jako pierwszy organizuje pokaz strojow na zywych modelkach, i wprowadza kolekcje sezonowe. Wspolpracuje bardzo blisko z domem handlowum Bon Marche ( dawniej Au Bonheur des Dames) i jego tworca Aristide Boucicault, o ktorym pisalam juz we wczesniejszym poscie. Sila przebicia, autopromocja i strategia rynkowa czynia mlodego Wortha legenda mody. Z czasem zostaje mianowany "ojcem Haute Couture", mimo iz nie jest pierwszym (tak jak Bertin czy Leroy) kreatorem stylu, a na pewno nie jedynym tworzacym w tamtych czasach. Tak wiec prekursorem Paryskiej Haute Couture, zostaje "okrzykniety" Anglik! 



Kolejne lata, to czas wielkich i niezapomnianych projektantow owczesnej mody. Naleza do nich takie osobistosci jak Paul Poiret, ktoremu zawdzieczamy calkowite odrzucenie gorsetu, Jean Patou i jego kobieca linie strojow sportowych, czy Elsa Schiaparelli znana ze wspolpracy z ekscentrycznym Salvadorem Dali. Nastepne pokolenie to juz nazwiska, ktorych nie musze przedstawiac "Bogowie" mody dawnej i wspolczesnej, kreatorzy trendow i stylow, naleza do nich Coco Chanel,  Jeanne Lanvin, Christian Dior i Christobal Balenciaga. Osobistosci, ktore wplynely na mode, nadaly jej kierunek,  wyniosly  na piedestal, i uczynily z niej to czym jest dzisiaj!


Na przelomie lat 60, nastepuje wiele zmian zarowno politycznych, kulturowych, ale rowniez modowych. Stylistycznych rewolucji dokonuje grupa mlodych projektantow, na ktorej czele stoja takie osobistosci jak Yves Saint Laurent, Pierre Cardin, Emanuel Ungaro czy Andre Courreges. Pokolenie mlodych francuzek, porywa nowy trend wyznaczony przez kreatorow. Za francuzkami podaza caly swiat. Kobiece stroje sie "buntuja", staja coraz bardziej odwazne i niezalezne. Tym tropem podaza kolejne pokolenie stylistow, do ktorych naleza Thierry Mugler, Jean Paul Gaultier czy Christian Lacroix. 



Dzis niestety Haute Couture, ze wzgledow ekonomicznych i finansowych, nie jest tym czym bylo kiedys. wiele domow mody zrezygnowalo z tworzenia kolekcji, gdyz koszty produkcji sa olbrzymie, a chetnych na zakup sukni za ponad 100000 euro niewielu. Nieliczne marki, ktore pozostaly wierne tradycji, przyznaja, iz kolekcje Haute Couture, sa tylko witryna, permanentna reklama firmy i ich stalych kolekcji Pret a Porter. Z uplywem lat, konkurencja stawala sie coraz silniejsza i mocniejsza,  pojawily sie nowe rynki z nowymi kreatorami, takie jak Mediolan, Londyn, Nowy Jork, a nawet Tokio. Mimo to Haute Couture nalezy do francuskiej kultury i historii. Nazwa wlasna jest zastrzezona, i aby nalezec do tego waskiego grona wybrancow, nalezy spelniac niesamowicie wysokie warunki.



Teraz, znajac juz historie tych wielkich kreatorow i Domow Mody, bedziecie mogli zrozumiec, dlaczego przed suknia mozna spedzic kilkanascie minut ogladajac jej zalety, i podziwiajac jej wykwintnosc. Wystawa ta zostala zrealizowana przy wspolpracy paryskiego muzeum mody Galliera, ktore jest tymczasowo zamkniete (remont) oraz przy wsparciu finansowym firmy Swarovski. W gablotach za szklem, przy tamizowanym oswietleniu, mialam okazje zachwycac sie kreacjami tworzonymi pod koniec XIX wieku, ale rowniez tymi wspolczesnymi, jak Azzedine Alaia, Mauricio Galante czy Maison Martin Margiela. Podziwialam wspaniale tkaniny, koronki, jedwabie, welury. Imponujace stroje zdobione krysztalami, cekinami czy strusimi piorami. Rozne epoki, rozne style, ale zawsze piekne, fascynujace i czarujace.




PS Nie zwiazane z tematem, ale ..... Baaaaaardzo dziekuje wszystkim za zyczenia!!!! Jest mi po prostu szalenie milo!!!!  :D

niedziela, 7 lipca 2013

Kolejna trzydziestka z hakiem!

Pamietam moje "zalegle" przyjecie urodzinowe ktore wyprawilam na poczatku osmej klasy szkoly podstawowej. Byly kanapki, chipsy i coca cola. Kolezanki i koledzy sie odmeldowali, a z glosnikow mojej wiezy leciala kaseta Leroya, ktora wlaczyli chlopcy......



Szesnaste urodziny, pierwszy krok w dojrzalosc obchodzilam juz w Paryzu, w towarzystwie Marzeny, Michala i zlotej kaczki, ktora dostalam w prezencie. Wieczor spedzilismy w saloniku mojego malego mieszkanka na rue de Bretagne, pijac moje pierwsze czerwone wino i ogladajac Mistrzostwa Swiata w pilce noznej..... Siedemnastke wyprawil mi Martin, garden party z grilem, piwem i salatkami, w ogrodzie jego rodzicow. Kolejne, juz osiemnaste urodziny, odbyly sie w klubie Vip Room, gdzie do bialego rana swietowalam moja upragniona i tak bardzo oczekiwana doroslosc.

Dwudziestka nadeszla niezwykle szybko. To ten piekny wiek kiedy stajesz sie kobieta, ale w glebi duszy pozostajesz mloda naiwna dziewczyna. To Twoj okres zabawy i szalenstwa, braku odpowiedzialnosci, ostatnie chwile kiedy mozesz sie zapomniec i zatracic, zyjesz terazniejszoscia, a przyszlosc sie nie liczy.....

Dwudzieste piate urodziny, nawet nie wiesz kiedy, a stuknelo Ci cwierc wieku! Jestes juz kobieta, ta prawdziwa, dojrzala, stajesz sie odpowiedzialna. Kupujesz pierwsze kremy przeciwzmarszczkowe, bo wyczytalas ze Twoja skora zaczyna sie starzec. Twoj mezczyzna coraz czescie wspomina o wspolnej przyszlosci, ku wielkiej radosci Twoich rodzicow. Zaczynacie razem przegladac oferty mieszkan w lokalnej gazecie....

Trzydziestka wziela Cie z zaskoczenia, nawet nie wiesz kiedy! Obudzilas sie rano, spojrzalas w lustro i zobaczylas dorosla kobiete, zone i matke..... Wklepujesz pod oczy przeciwzmarszczkowy i szalenie drogi krem Lancoma, liczac ze po nim bedziesz wygladac lepiej.... Ubierasz sie jak doroslej kobiecie przystalo, i malujesz usta pomadka, aby Twoja zmeczona twarz nabrala wyrazu.... Przestajesz patrzec na kalendarz, i juz wiesz, ze od tej pory przez najblizszych kilka lat bedziesz obchodzic kolejne trzydzieste urodziny...

Dzis mam kolejny raz trzydzieste urodziny.... Mimo tysiaca roznych kremow i balsamow, na twarzy pojawily sie juz zmarszczki. Mimo osmiu godzin snu, oczy mam nadal podkrazone, a cere blada. Mimo niepodjadania, i przestrzegania posilkow, racjonalnego i prawidlowego odzywiania sie, moj tylek jest zdecydowanie bardziej kragly, a brzuch mniej plaski. Mimo pracy, domu, meza i coreczki, ciaglego myslenia o przyszlosci, planowania i organizowania....... chce pozostac ta mloda, naiwna dziewczyna, bawic sie i szalec, zatracic sie choc na chwile...... Poczuc sie choc przez chwile nieodpowiedzialna.....

Wczoraj wyszlismy z przyjaciolmi na kolacje, a nastepnie do dyskoteki.... Wczoraj wieczorem, tanczac boso na klubowych kanapach z butami i drinkiem w reku, popalajac cichaczem zakazanego papierosa (od ktorego zrobilo mi sie nie dobrze) i obrzucajac sie lodem z kolezankami, poczulam sie ponownie jak szesnastolatka...

Dzisiaj bede leniuchowac w pizamie ogladac telewizje, nie zrobie prania i nie umyje naczyn, a nawet nie posciele lozka. Dzisiaj pojde do kina na nowego Supermana, zamowie popcorn i cole. Dzisiaj zjem lody, bede sie opalac w ogrodku, zrobie manicure i naloze sobie maseczke. Wczoraj i dzis....bede sama dla siebie, mloda, niezalezna i nieodpowiedzialna!!!

Jutro wstane o siodmej rano, i jak w kazdy poniedzialek udam sie do pracy. Jutro bede miala ponownie trzydziestke z hakiem.... Ale to bedzie dopiero jutro!!!!


środa, 3 lipca 2013

Co nas rozni, co nas dzieli???


Tyle radości i podekscytowania w związku z wyjazdem, który trwał raptem cztery dni. Jak zwykle opuszczalam moje rodzinne miasto pełna smutku, żalu i tęsknoty za kolejnym przyjazdem do Polski. Gdybym miała zamieszkać w Łodzi na stałe, byłby to dla mnie prawdopodobnie spory problem, ale kilkudniowe wizyty są jednak za krótkie abym mogła w pełni nacieszyć się moim miastem, rodzina i przyjaciółmi...
W styczniu minęło już trzynaście lat, od mojego wyjazdu z kraju. Trzynaście lat pobytu w Paryżu, wsród Francuzow, ich kultury i ich obyczajów. Tutejsze reakcje i zachowania wydają mi się oczywiste i naturalne, ale jak jednak okazuje się podczas każdego mojego wyjazdu do Polski - nie dla Polaków. Pomimo wielu wspólnych cech łączących oba narody, podobnych sposobów bycia lub reagowania na pewne sytuacje, wiele różnic dzieli obywateli Polski i Francji. Rzeczy, które uważam za całkowicie normalne, według moich ostatnich obserwacji w Polsce, lub przynajmniej w Łodzi, do takich nie należą.

W sobotni wieczór udalam się na kolacje z moja wieloletnia kumpela Marzena, rownież mieszkanka Łodzi, która tak jak ja, kilkanaście lat temu jeździła po świecie jako modelka. Marzena postanowiła zmienić nasze upodobania, i tym razem zamiast do Manufaktury, udalysmy się na bardzo trendy OFF Piotrkowska. To niesamowite miejsce, znajduje się w samym centrum miasta, w okolicach ulicy Piotrkowskiej. Stare fabryki zostały zamienione w hipsterowskie restauracje i puby. Nawet francuska Marie Claire poświęciła OFF Piotrkowskiej całe osiem stron w kwietniowym wydaniu. Gdy dotarliśmy na miejsce pozostał wybór lokalu, a ponieważ nie dokonaliśmy wcześniejszej rezerwacji, mialysmy problem ze znalezieniem stolika. I tu właśnie zaczynaja się różnice kulturowe miedzy oba państwami. Wchodząc do kilku knajpek, nie wzbudzilysmy niczyjego zainteresowania. Kelnerki biegaly miedzy stolikami lub po prostu dyskutowaly przy barze z reszta personelu. Moja kumpela wzięła więc sprawy w swoje ręce i zaczęła się rozglądać za stolikiem. Po chwili znalazła wolne miejsca i wygodnie się usadowilysmy. Coś takiego byłoby absolutnie niemożliwe w Paryżu, gdzie natychmiast po Twoim wejściu do lokalu, pojawia się przy tobie kelner i proponuje Ci stolik (jesli jest jakis wolny !), jednocześnie podając kartę. Nie ma mozliwosci "szwedania sie" samemu po lokalu w poszukiwaniu miejsca. Gdy po konsumpcji kolacji, udalysmy się na dalsza wyprawę po Pietrynie, stwierdziliśmy ze jakiś kolorowy drink dobrze nam zrobi. Udalysmy się więc do bardzo znanego Irish Pubu, gdzie ponad połowa klientów to obcokrajowcy. I tu sytuacja wyglądała dokładnie tak samo. Gdy po zawzietym poszukiwaniu wolnego miejsca, nic nie znalazlysmy, stwierdziłam ze jednak kelner powinien coś z tym zrobić. Po wyrażeniu swojej opini i dezaprobaty na temat "ciągłego olewania klientów" udało nam się jednak dostać stolik ;) Po złożeniu zamówienia, moja kumpela postanowiła jednak zatrzymać kartę na stoliku. Gdy zapytałam ja, co zamierza zrobić z menu, odpowiedziała mi ze może będzie miała ochotę coś jeszcze odmówić. Zaczęłam się śmiać, gdyż zauważyłam ze wielu moich polskich przyjaciół, moi rodzice, i rownież ich znajomi tak robią. Tutaj kelner po złożeniu zamówienia, natychmiast zabierze Ci kartę. Jednak po skończonym posiłku poda Ci ja ponownie proponując deser, ewentualnie kawę.... W Łodzi nikt nas się o to nie zapytał, więc zapomnialam zjeść słodki przysmak na koniec kolacji.
Kolejna różnica w spożywaniu posiłków miedzy Polska a Francja jest po prostu ich dzienny rozkład!!! W Polsce jemy co chcemy i o której chcemy. We Francji pory posiłków są szczegółowo wyznaczone. Obiad miedzy 12 a 14, kolacja po 19, a dla dzieci podwieczirek około 16.30. Francuzi w przeciwieństwie do Polaków nie podjadaja. W Polsce wydaje mi się, ze jest to sport narodowy. Bez względu na godzinę i porę dnia, w restauracjach widac ludzi konsumujacych obiad lub kolacje, a moze obiado-kolacje w jednym? Czestym widokiem i to o calkowicie zskakujacych porach, sa male dzieciaki konsumujace lody, gofry czy paczki.Gdy wybieram sie z bliskimi do jakis trendy miejsc, za kazdym razem przepraszaja mnie, mowiac ze w danym lokalu podaja bardzo male porcje. Jesli idziemy do bardziej "tradycyjnych" miejsc, dania serwowane sa zdecydowanie wieksze. I tu kolejna roznica, to co Wam wydaje sie mala porcja, dla Francuzow jest standardowym daniem. Ilosci serwowanego we Francji jedzenia sa zdecydowanie mniejsze. Dzieki czemu, zamiast zjesc tylko glowne danie, mamy miejsce rowniez na deser. Do posilku Francuzi pija wode lub wino, w przeciwienstwie do Polakow lubujacych sie w sokach i napojach gazowanych. Jednak to wlasnie w lodzkich lokalach, zostalam milo przyjeta z mala Lilianka. W Paryzu rodzice z dziecmi nie sa niestety chetnie goszczeni. Toalety nie sa przygotowane dla malych klientow, i nie posiadaja przewijakow. Kelnerzy nie pozwalaja wprowadzac wozkow, i krzywo sie na nas patrza.Paryskie restauracje nie sa dla dzieci, w przeciwienstwie do polskich.
Zwrocilam rowniez uwage iz Francuzi zdecydowanie czesciej mowia sobie Dzien Dobry, Dowidzenia czy Milego dnia, w przeciwienstwie do Polakow, ktorzy nie naduzywaja tych slow. Czasami odprowadzajac Lilianke do zlobka, powiem przynajmniej pietnascie razy Dzien Dobry i Dowidzenia, roznym osoba spotkanym po drodze. Wszyscy rodzice, nauczycielki i personel witaja sie usmiechem i magicznym slowem Bonjour. Podchodzac do kasjerki w supermarkecie, rowniez przywita sie z nami, a po dokonaniu oplaty bedzie nam zyczyla milego popoludnia. Francuzi uwazaja, ze wszelkiego rodzaju zwroty grzecznosciowe sa niezwykle wazne i potrzebne, a dzieki temu stawiaja rozmowcow na rownym poziomie. Mowiac Dzien Dobry do ekspedientki w sklepie zanim zapytamy sie jej o wlasciwy rozmiar sukienki, traktujemy ja z naleznym szacunkiem. Tak wiec pamietajcie, aby byc dobrze obsluzonym we Francji, lub aby otrzymac odpowiednie wskazowki jak dotrzec na Wieze,  nalezy zawsze zaczac od Bonjour!!! 
Kilkanasie lat temu, mieszkancow Polski i Francji, roznil rowniez bardzo styl i sposob ubierania. Dzis te roznice nie sa juz tak oczywiste i latw dostrzegalne, kbiety w obu krajach nosza sie modnie, i sledza najnowsze trendy. Uwazam nawet ze Polki sa zdecydowanie badziej sexy od Francuzek, ktore nie chetnie zakladaja szpilki czy  krotkie spodnice. Uwazam jednak, ze nasi polscy faceci sa mniej odwazni niz Francuzi, jesli dotyczy to eksperymentowania z moda. Polacy obawiaja sie nadal jasnych i pastelowych kolorow, waskich spodni czy obislych koszul. Francuzi sa zdecydowanie bardzie metroseksualni, i nie obawiaja sie pokazac swojej "kobicej strony".  No coz, moze po prostu tutejsze kobiety, preferuja wlasnie takich facetow :).......