piątek, 27 września 2013

Wielka klotnia o Sephore, czyli jak zwiazki zawodowe radza sobie z kryzysem we Francji!

Pracowac wiecej, by zarabiac wiecej - to byly slogany bylego Prezydenta Francji Nicolasa Sarkozyego. Wielu Francuzow potraktowalo to jak obelge pod swoim adresem, jednak mlode pokolenie, wzielo sobie ta uwage do serca.


zrodlo internet

Polska to kraj wierzacy, katolicki, jako jedni z nielicznych podpisalismy Konkordat, mimo to wiekszosc sklepow czy galerii handlowych pozostaje otwartych w niedziele. Wiele polskich rodzin, zamiast udac sie na Msze Swieta lub na rodzinny spacer po parku, niedziele spedzaja na robieniu zakupow w Tesco, Leroy Marlin czy H&M. Maja prawo, to ich wybor i decyzja. To samo dotyczy wielu swiat religijnych, niejednokrotnie hucznie obchodzonych, a mimo to handlowych. Nocne otwarcia sklepow, nikogo juz nie zdziwia, wyprzedarze w centrach handlowych trwajace do 23, czy calodobowo otwarte supermarkety, staja sie standardem polskiego handlu. Zwlaszcza teraz w erze wielkiego kryzysu, ktory ogarnal cala Europe, i polowe swiata....

Francja to kraj laicki juz od ponad stu lat, i niezwykle dumny ze swej  odrebnosci kosciola od panstwa. To jednak Francuzi maja wiecej dni wolnych od pracy, przypadajacych na roznego rodzaju swieta religijne. To wlasnie we Francji handel jest prawie calkowicie zakazany w niedziele. Nieliczne koncerny wielkiej dystrybucji, ktore mialy pozwolenie na prowadzenie dzialalnosci w niedziele i swieta, od wielu miesiecy szarpia sie w sadach ze zwiazkami zawodowymi. Grupy Monoprix czy Galerie Lafayette juz przegraly rozprawy dotyczace nocnego i niedzielnego handlu. Wlasnie dolaczyl do nich najwiekszy w Europie i jeden z najbardziej znanych na swiecie, sklep Sephora znajdujacy sie na Champs Elysée. Placowka ta  jest wizytowka znanej i niezwykle turystycznej Avenue, i ktory przyciaga setki osob wlasnie dzieki swoim wygodnym i fleksyjnym godzina otwarcia ( w tygodniu do 24.00 a w piatki i soboty do 01.00) Zwiazki zawodowe ciesza sie swoja lukratywna wygrana, ale chyba zapomnialy zapytac sie pracownikow co o tym wszystkim sadza, zanim ruszyli do walki z koncernem. Otoz okazalo sie, zamkniecie sklepu o wczesniejszych godzinach, oraz nie funkcjonowanie w niedziele grozi zwolnieniem ponad 40 osob. Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze osoby pracujace w niedziele i w godzinach nocnych, preferowaly taki tryb zatrudnienia. Czesc z nich jest studentami dziennymi, czesc ma inna prace rowniez w ciagu dnia, ale zdecydowana czesc z nich decydowala sie na taki grafik ze wzgledow finansowych. Nalezy pamietac, ze we Francji prawo nakazuje, aby noce, niedziele i swieta byly placone o 25% wiecej, niz normalna stawka dzienna.

Dwoje moich bliskich przyjaciol, pracuje dla koncernu Decathlon, i oboje sa kierownikami wielkich sklepow na przedmiesciach. Ona jest odpowiedzialna za najwiekszy sklep we Francji, ktory ma rowniez najpotezniejsze obroty. Gdy kilka lat temu zdecydowali sie na slub, i odkladali na mieszkanie, pracowali trzy, a nawet cztery niedziele w miesiacu. To byl ich wybor! Potrzebowali pieniedzy, wiec opcja dodatkowych godzin nocnych lub niedzielne dniowki, byly dla nich rozwiazaniem. Kolejny kolega, jest ekspedientem w sklepie ogrodniczym, i rowniez chce pracowac w niedziele, ze wzgledow finansowych. Oprocz tego jest Zydem, wiec zadne swieta katolickie narzucone przez kalendaz, i obowiazujace jako dni wolne od pracy, go nie dotycza. Sam przyznal, ze chetnie poszedl by do pracy 25 grudnia, gdyby byla taka mozliwosc, i gdyby dostal dzieki temu wyzsza pensje. Kupujac dom z Martinem, wzielismy ogromny kredyt. Podczas remontu naszych czterech katow, mieszkalismy u tesciow co pozwolilo nam zaoszczedzic sporo pieniedzy. Ale poniewaz, zalezalo mi na szybkim wykonczeniu i umeblowaniu, potrzebowalam dodatkowyh funduszy. Poniewaz nie liczylam, ze wygram w Totolotka, zdecydowalam sie pomimo pracy na lotnisku, wrocic do modelingu. Tak wiec przez kilka miesiecy pracowalam po szesc, a nawet siedem dni w tygodniu. I to tez byl moj wybor!

Do czego zmierzam, rozpisujac sie na ten trudny spolecznie temat. Otoz, uwazam ze panstwo powinno jak najmniej mieszac sie do zycia i decyzji swoich obywateli, jesli chodzi o ich potencjal i chec do pracy. Jesli ktos ma ochote sprzedawac w Sephorze do 24, bo mu za to wiecej placa, to jest jego sprawa. Jesli ktos chce pracowac w niedziele, to tez nie powinno mu sie tego zabraniac! Nie chce negowac i krytykowac zwiazkow zawodowych, ale czasami powinny sie one skonsultowac z osobami w ktorych "obronie" staja. Po drugie, nalezy rowniez pamietac o wygodzie konsumenta. Przecietny mlody (grupa wiekowa 25 -40) paryzanin, wychodzi z pracy w okolicach godziny 20.00 Tak wiec sklepy otwarte do 22. sa jego jedyna mozliwoscia zrobienia zakupow w tygodniu. Paryz jest miastem nocnym, gdzie ulice tetnia zyciem po zmierzchu. Setki tysiecy turystow rocznie, wydaje mnostwo pieniedzy wlasnie w tych nocnych sklepach, dajac prace i dochod zatrudnionym tam ludziom....... A w okresie tak duzego kryzysu, i jednego z najwyzszych wskaznikow bezrobocia, kazda praca i dodatkowe pieniadze sa potrzebne wielu rodzinom. Jesli zwiazki zawodowe pragna pomoc pracownikom, to zamiast zabraniac, niech wynegocjuja wyzsze stawki o 50% a nie 25%. Wtedy i klienci i pracownicy beda zadowoleni....

czwartek, 26 września 2013

Francuska uprzejmosc, Bonjour et bisous!

"Je vous remercie de votre compréhension et votre collaboration, ainsi je vous prie d’agréer Madame, l'expressions de mes salutations distinguées.Très cordialement."


zrodlo internet


W ten wlasnie niesamowicie krotki i skondensowany sposob, podpisal sie pod listem zaadresowanym do mnie kierownik banku! Francuzi kochaja sie w zwrotach grzecznosciowych i sa chyba najbardziej kulturalnym (przynajmniej powierzchowo) narodem na swiecie!

Bonjour lub Bonsoir - Francuzi uwielbiaja sie witac o kazdej porze dnia i nocy i w kazdej mozliwej sytuacji. Witamy sie wchodzac do windy, witamy sie wchodzac do sklepu, witamy sie spotykajac ludzi na klatce schodowej, w poczekalni u lekarza, a nawet na laweczce koscielnej. Slowa powitania wypowiadamy glosno i wyraznie, tak aby wszyscy nas slyszeli, i abysmy nie wypdli na gburow. Wchodzac na przyjecie gdzie znajduje sie juz spore grono osob, jestesmy zobowiazani przywitac sie z kazda z nich z osobna. Na dodatek Francuzi na powitanie prawie zawsze sie caluja. Na prowincji (interpretuj jako cala Francja oprocz Paryza) caluje sie dwa razy. Poniewaz Paryzanie, sa bardzo zabiegani i zawsze sie spiesza, o czym pisalam w poprzednich postach, skrocili ten zwyczaj do dwoch cmokow w policzek. Jesli chcesz wypasc na czlowieka z Wielkiego Miasta, to pamietaj tylko dwa razy!! 

Comment ca vas? - Czyli nasz polskie, jak leci? Nawet jesli leci zle, to odpowiedz zawsze musi byc pozytywna. Francuz, a zwlaszcza Paryzanin pytajac sie czy w szystko u Ciebie w porzadku, tak na prawde ma to gdzies. Ca vas, to tylko przedluzenie slowa Bonjour, kolejny pusty zwrot grzecznosciowy. Tak wiec pamietaj, ze odpowiadamy kiwajac glowa w pelnym usmiechu "Oui ça vas, et toi?" i rowniez nie interesujemy sie odpowiedzia naszego rozmowcy!

Au revoir et ....... i tu zaczyna sie prawdziwa defilada. Po slowie Dowidzenia, Francuzi przoduja w zyczeniu sobie roznych, dobrych chwil i momentow. Tak wiec mowimy Bonne Journée jesli przed nami caly dzien, Bonne Après Midi jesli zostalo juz tylko poludnie, i Bonne Soirée gdy nadchodzi pora wieczorna. Ale moze to byc rowniez Bonne Semaine (dobrego tygodnia) jesli jest to Poniedzialek, lub Bon Weekend gdy jest to juz piatek rano. Nie zapomnijmy o Bonne Année (Dobrego Nowego Roku), ktore to zyczenia mozecie skaldac nawet do konca Lutego!!!

Francuzi uwielbiaja na porzegnania, zyczyc sobie wszystkiego co dobre i mile. Tak wiec turyscie zyczymy Bon sejour (milego pobytu) lub Bonne visite (milego zwiedzania) Szefowi firmy Bonne réunion (dobrego spotkania) bezrobotnemu Bon entretien ( dobrej rozmowy o prace), studentowi Bon examen (dobrego egzaminu), a wyjezdzajacym na urlop Bon vol (dobrego lotu) i Bonne vacances (milych wakacji) Mnie nawet zyczyli Bon accouchement (dobrego porodu)

Latwo sie pogubic, ale najwazniejsze, aby bylo "bon"!!! Bonne chance! (Powodzenia)

Oprocz samego Dowidzenia, Francuzi bardzo czesto uzywaja zwrotow, ktorych my Polacy nie znamy. Mozna to uznac za odpowiednik polskiego Do zobaczenia, czy angielskiego See You (soon)  Kazdy z tych magicznych zwrotow zaczyna sie od litery A. I tak wiec klejno mowimy A tout à l'heure (do zobaczenia pozniej/ za kilka godzin) jesli mamy za chwile spotkac sie z rozmowca. Mozemy rowniez powiedziec A ce soir (Do wieczora) lub A demain (Do jutra) Niezwykle popularne jest A bientôt czyli do zobaczenia w krotce, czy A Mardi (do Wtorku) lub innego dnia tygodnia.Jednak moim faworytem pozostaje A la semaine prochaine, czyli do przyszlego tygodnia!!!

Tak wiec kulturalne pozegnanie ze znajomym bedzie brzmialo "Au revoir, Bonne Apres Midi, bon entretien d'embauche et à la semaine prochaine!!!" Ufff, ile trzeba sie nagadac, aby po prostu powiedziec "Nara" :)))

A co jesli czegos potrzebujecie, lub o cos prosicie? Coz, nalezy koniecznie i obowiazkowo dodac S'il vous plait Madame/ Monsieur (prosze Pania/Pana) Ten magiczny zwrot sprawi, ze Francuzi spojrza na Was przychylniej, i moze nawet sie usmiechna! Jesli juz spelnia Wasza prosbe, nalezy obowiazkowo powiedziec Merci (dziekuje) lub Merci beaucoup/bien/mille fois  (dziekuje bardzo/dziekuje serdecznie/dziekuje tysickrotnie), ale jesli chcecie blysnac wielka kultura osobista to proponuje Je vous remercie beaucoup (bardzo Pani/Panu dziekuje) Na co przecietny Francuz odpowie  De rien/ Pas de quoi co oznacza nie ma za co. Lecz czesto sie zdazaja odpowiedzi bardziej dystyngowane typu Avec plaisir ( z przyjemnoscia) lub Je vous en prie (prosze uprzejmie)

Przyznam sie Wam, ze nawet jezeli w wykonaniu Francuzow, te wszystkie zwroty grzecznosciowe to tylko fasada to mnie sie to mimo wszystko podoba. O ile milej jest przywitac sie z kasjerka w slepie niz po prostu wetknac nos w swoje zakupy, sympatyczniej jest zyczyc milego dnia listonoszowi niz po prostu odebrac polecony, i o wiele weselej jest powiedziec do jutra piekarzowi, niz zabrac swoja bagietke bez mrukniecia. Te wszystkie zwroty grzecznosciwe sprawiaa, ze we francji, a nawet w Paryzu zyje sie jakos bardziej cieplo, z wieksza empatja do otaczajacych nas ludzi.

Tak wiec zycze Wam Bonne soirée et à demain! Au revoir! I oczywiscie bisous, bisous (buziak)

środa, 25 września 2013

Ubranie czy przebranie? - Fashion Week w Londynie

zrodlo internet

Blogerka modowa absolutnie nie jestem, i nie zamierzam, ale czytajac ostatnie numery kilku modowych gazet, dowiedzialam sie, ze wlasnie dobiegl konca Londynski Fashion Week. ( przy Liliance, mam powazny problem z ogladaniem wiadomosci wieczornych) Zdjecia, ktore przedrukowano do kolorowych magazynow, bardzo mnie zaintrygowaly i niesamowicie wzbudzily moja ciekawosc, gdyz mialam wrazenie, ze modelki chodzace po wybiegu, wlasnie ida na bal karnawalowy, a nie na wiosenno- letni spacer w 2014 roku!!! (sic!)

zrodlo internet

Przygode z modelingiem, zakonczylam juz kilka lat temu, ale moje zainteresowanie moda nadal pozostalo, choc w stopniu zdecydowanie ograniczonym. Za Guru mody sie nie uwazam, ale wiem, ze nie laczymy spodniczki mini z glebokim dekoldem, ze zima preferujemy kolory stonowane, a krzykliwe latem, ze paski i grochy nie koniecznie ida razem w parze. Lecz niejednokrotnie widzac mlode kobiety na ulicy, czy modelki na wybiegu, zauwazam ze, te utarte reguly mody nie sa przestrzegane, i czasami daje to calkiem fajny efekt.... Gdy jednak z roku na rok przygladam sie z daleka kolejnym sezonom fashion week, to wlosy staja mi deba na glowie. Po pierwsze, wytlumaczcie mi prosze, dlaczego projektanci za wszelka cene staraja sie robic z modelek kretynki?!? W latach 80, 90 czy nawet na poczatku 2000, makijaze, fryzury, a nawet paznokcie z catwalkow mialy sens, wyznaczaly styl i kierunek. Kucyki, koki, loki, czarne eyelinery, czy czerwone usta przemawialy do ogladajacej na szklanym ekranie pokazy publicznosci. Dzis odnosze wrazenie, ze modelki nalezy oszpecic, zalozyc im cos dziwnego na twarz czy na glowe. Umalowac te biedne dziewczyny w bojowe indianskie barwy, lub nadac im kolor skory Ufoludka!!! Tylko nie rozumiem dlaczego, gdyz w ten sposob wygladajaca modelka, nie zacheca do kupna noszonej przez nia sukienki, czy innej kreacji. 

Po drugie, co autor (projektant) mial na mysli, i co nam chcial przekazac, tworzac tak "niesamowite" akcesoria?!? Historie dziewczyn spadajacych z podestow, i slizgajacych sie po podlodze, wszyscy znacie, i pewnie wiekszasc z Was widziala nawet urywki tych wypadkow w internecie, ale z drugiej strony, to nie ma co sie dziwic! Zwroccie uwage, co te biedne modelki nosza na nogach. Nie wspomne juz o tym, ze takie buty dosc slabo sie sprzedaja, bo z wyjatkiem Lady Gaga i Katty Perry, raczej normalna kobieta ich nie zalozy, one nie nadaja sie do chodzenia! Koturny i obcasy prawie do samego nieba, trzymajace sie raptem na cieniutenkich rzemyczkach. Proponuje Szanownym Panom Kreatorom mody, o ponoszenie takich butow choc przez chwile, lub przespacerowanie sie w nich na wybiegu! Okulary przeciwsloneczne, sa bardziej fantazyjne niz w "Powrocie do przyszlosci", a torebki sluza chyba jako ozdoby choinkowe, bo nie widze raczej ich innego przeznaczenia!



zrodlo interne



 Po trzecie same stroje, sa jak ....... sama nie wiem jak to okreslic. Jak karnawalowe przebranie! Jesli masz ochote przebrac sie za kloszarda, bombke choinkowa, syrenke czy krolowa baroku, to prosze bardzo. Ostatni Fashion Week w Londynie to idealne miejsce na spelnienie Twoich ambicji modowych. Ja osobiscie zawsze marzylam, aby zalozyc kombinezon robotniczy skomponowany razem ze smokingiem. W takim stroju, swietnie odnajde sie na placu budowy, ale rowniez na przedstawieniu w Operze!!! Na prawde nie bardzo rozumiem Projektantow, co chca zdzialac takimi strojam, bo rekordow sprzedazy na peno nie pobija! A przynajmniej nie wsrod przecietniakow takich jak my. I gdyby to bylo Haute Couture, to jeszcze bym mogla zrozumiec, tworcza i kreatywna strone projektu, ale jak sama nazwa lini odziezowej Pret-a-Porter (Gotowe do wlozenia) wskazuje, sa to po prostu ubrania do noszenia!!! A moze to ja sie po prostu nie znam?!















































Z zapartym tchem czekam wiec co nam zaproponuje Paryski sezon pokazow, ktory juz sie rozpoczal!
Ach, przegladajac w necie fotki z damskich show, wpadlam na perelke, z ostatnich pokazow meskiej mody. Drogie Panie, proponuje z okazji zblizajacych sie Swiat, abyscie Waszym polowka, zakupily taki oto krzyk meskiej mody, prosto z Londynu!!!

zrodla internet
W poscie wykorzystano zdjecia opublikowane w internecie


wtorek, 24 września 2013

Polish connection!!

Minelo wspaniale 10 dni podczas ktorych obijalam sie niesamowicie w pracy, ale przede wszystkim spedzalam czas z moimi rodzicami. Niestety wszystko co dobre kiedys sie konczy, tak wiec dzis rano odwiozlam mame i tate na lotnisko..... Plusem ich wyjazdu jest chyba tylko to, ze zamiast spedzac wieczory na dlugich dyskusjach  przy czerwonym winie, bede je mogla spedzac piszac bloga :)



Dzisiejszy wpis bedzie bardzo nietypowy, i bedzie rowniez wymagal czynnego udzialu czytelnikow! Juz od kilkunastu tygodni, dostaje coraz wiecej emaili, od czytelniczek, ktore maja zamiar wyprowadzic sie do Paryza, lub juz tu mieszkaja, ale dopiero od niedawna. Te emaile, oprocz pytan na temat tutejszej sluzby zdrowia czy przedszkoli, dotycza w wiekszosci Polonii znajdujacej sie w Paryzu. Niestety na kazdego emaila odpowiadam, szczera prawde piszac, ze nie mam absolutnie pojecia, jakie organizacje polonijne znajduja sie na terenie Francji. Ale dzieki wlasnie tym wiadomoscia wpadlam na genialny (moim skromnym zdaniem) pomysl! Piszcie do mnie na adres mamawparyzu@gmail.com wiadomosci dotyczace Was, gdzie mieszkacie, co robicie, jaka jest Wasza sytuacja zyciowa, czym sie interesujecie. Koniecznie dopiszcie namiary na siebie, a ja za kilka dni po prostu opublikuje jednego wielkiego posta z Waszymi emailami (lub innego rodzaju kontaktem), i dzieki temu wszystkie z Was, poszukujace znajomych, przyjaciol, lub poprostu kolezanek na spacer z wozkiem, bedziecie mogly zapoznac swoja bratnia dusze, do kina i na drina :) I co Wy na to? Mam nadzieje, ze pomysl sie Wam spodoba i dzieki temu wiele z Was nawiaze nowe znajomosci!!! A do wszystkich czytelniczek, ktore rowniez pisza bloga, bardzo prosze o udostepnienie tego wpisu, gdyz moze Wasze czytelniczki rowniez beda zainteresowane!!! Czekam wiec na wasze emaile!!! I mam nadzieje, ze nawet jesli tylko jedna osoba napisze do mnie w tej sprawie, to ze publikacja na moim blogu pozwoli jej znalezc nowych znajomych w tym obcym miescie.....

piątek, 13 września 2013

"Temu to się udało...."

Kolejni znajomi opuszczaja Francje, tym razem para wyjezdza do Stanow. W ciagu raptem kilkunastu miesiecy, a dokladnie od ostatnich wyborow prezydenckich, wiele znanych nam osob postanowilo pozostawic Francje. Napewno jest to decyzja spowodowana stosunkowo trudna i ciezka sytuacja ekonomiczna kraju, ale mysle, ze istnieja rowniez inne przyczyny, takie jak niechec obywateli do pewnych grup spolecznych....

Gdy w Stanach, sasiad rano wyjdzie do ogrodka po swoja poranna gazete, i zobaczy ze na parkingu przed domem innego sasiada stoi piekny i nowy samochod, jakiejs znanej i luksusowej marki to pomysli sobie " Ale facet ma fajnie, ze taka fura jezdzi. Ciekawe jak to zrobil ze stac go na taki samochod. Moze ja tez powiniennem wiecej pracowac, zmienic zawod, wziac nadgodziny, a moze bardziej oszczedzac? Musze pomyslec, aby w przyszlym roku moc kupic podobny" Gdy Francuz wychodzac przed dom zobaczy, ze sasiad ma nowa fure to pomysli "Prawicowiec cholerny, prosze bardzo jak mu sie udalo. Wakacje na wyspach, olbrzymi dom, i teraz jeszcze kupil palant nowy samochod! Ciekawe ile zarabia w tej swojej firmie, ze stac go na takie fanaberie. To ja sie musze rozbijac cala rodzina w starym Clio, a on i lalunia woza dupe w tym cacuszku! Skurczybyk jeden, ciekawe czy placi wszystkie skladki, i odprowadza nalezycie podatek. Ale juz niedlugo sie o tym dowiemy!!"

Gdy po roku, ten sam sasiad w Stanach wyjdzie przed dom, spojrzy na parking innego sasiada gdzie nadal bedzie stal piekny samochod, luksusowej marki. Nastepnie spojrzy na swoj podjazd, i usmiechnie sie na widok swojego nowego samochodu, ktory kupil dzieki nadgodzina, dodatkowej pracy w weekend i kilku ciecia w budzecie rodzinnym. Bedzie dumny z siebie, swojego osiagniecia i sukcesu. W tym samym czasie ow Francuz wyjdzie przee swoj dom, niedbalym wzrokiem omiecie swoje stare i nieumyte Clio. Ale z wielka satysfakcja spojrzy na dom sasiada gdyz wie, ze skarbowka juz przetrzepala juz jego prywatne konta, a od miesiaca zajmuje sie jego firma. I nawet jesli nic nie znajdzie, to Francuz bedzie mial osobista satysfakcje, ze postraszyl sasiada i pokazal kto tu rzadzi!!!

Pewnie powiecie, ze moje przyklady sa przerysowane, przesadzone i mocne, ale na pewno przyznacie mi racje, ze zazdrość jest jednym z powodów do nienawiści.... Niestety.... Szkoda ze niektórzy zamiast cieszyć się sukcesem innych, maja im to za złe.... Ach takie jest życie...

środa, 11 września 2013

"How to became Parisian in one hour"

Mowicie po angielsku? To swietnie! Przyjezdzacie niedlugo do Paryza? To jeszcze lepiej! A chcecie stac sie "prawdziwymi paryzanami" i to w ciagu jednej godziny? Jesli tak to mam dla Was idealne rozwiazanie!

Olivier Giraud z wyksztalcenia jest kucharzem, gdy konczy renomowana szkole gastronomiczna, porzuca swoje tymczasowe zycie, aby sprobowac sil w Paryzu. Tu nabiera rozpedu, i decyduje sie na wyjazd do Stanow. Pracuje na Florydzie, poczatkowo jako kelner, lecz dzieki swojemu gastronomicznemu wyksztalceniu, oraz swojej wytrwalosci, wkrotce staje sie Maitre d'hotel,  prestizowego The Breakers w Palm Beach. Przez kilka lat obserwuje Amerykanow, i porownujac ich do Francuzow. Powrot do Francji, a dokladnie do Paryza, staje sie dla niego wielkim szokiem kulturowym. Giraud decyduje sie napisac "one man show" po angielsku, o Paryzanach i reszcie swiata. Jego projekt zostaje odrzucony wielokrotnie prze renomowane firmy produkcyjne. Giraud ryzykuje, zakladajac swoja wlasna produkcje  "French Arogance Prod" i niespelna rok pozniej odbywa sie premiera, pierwszego w historii Paryza, one man show przedstawianego w 100% po angielsku! Spektakl okazuje sie niesamowitym sukcesem, bijac rekordy popularnosci wsrod turystow, ale rowniez wsrod Francuzow. Nawet The New York Times i Le Monde, pisza o tym niecodziennym fenomenie!

W swoim nietypowym show, Giraud przedstawia z przymruzeniem oka Paryzan, aroganckich, niezadowolonych z zycia, wiecznie nadetych i naburmuszonych. Mowi o nich jak o ludziech majacych patent na madrosc i znajacych sie najlepiej na wszystkim, ale jednoczesnie tlumaczy ich z tego typu zachowan. Stara sie rozgrysc skomplikowana psychike przecietnego Paryzanina, ktoremu psy robia kupe na chodnik pod drzwiami, ktory spoznia sie do pracy przez wieczne korki lub strajki metra, czy ktory nie odpowiada na pytanie zagubionego turysty, burczac pod nosem by ten nauczyl sie francuskiego. Po 60 minutach wspanialej zabawy i wielkich salw smiechu, bedziecie rozumieli Paryzan, ale przede wszystkim bedziecie sie zachowywali tek jak oni! Bedziecie umieli w koncu zamowki obiad w restauracji, gdyz uda sie Wam przyciagnac uwage kelnera! Dacie sobie rade ze zlapaniem taksowki, i nawet przy odrobinie szczescia, taksowkarz Was nie oszuka. Bedziecie potrafili sie doprosic o pomoc ekspedjentki w sklepie, i nauczycie sie paryskich zachowan w metrze, aby nie przysporzyc sobie problemow. A dla najbardziej chetnych i wytrwalych.... nauczycie sie podrywac w dyskotekach i uprawiac sex po parysku!!! 

Spektakl jest niezwykle zabawny i szczery do bolu. Jako osoba mieszkajaca juz trzynascie lat w Paryzu, czuje sie Paryzanka, odnalazlam w nim sama siebie. Autor przez pryzmat komediowy przedstawia nam realne i prawdziwe zachowania paryzan, oraz ich stosunek do obcokrajowcow. Bawi sie porownywaniem francuskiej kultury, i reszty swiata. Show odniosl wielki sukces, i jest nawet umieszczony jako N°1 Nightlife in Paris przez Tripadviser. Publicznosc bardzo miedzynarodowa, podczas wystepu, mielismy za sasiadow Amerykanow, Niemcow, Holendrow, Anglikow, a nawet Hindusow i Koreanczykow. Autor zwraca sie do odbiorcow, z typowym, przerysowanym  akcentem francuskim, ze az noz sam sie otwiera w kieszeni :) Polecam Wam serdecznie, jesli chcecie spedzic zabawny i mily wieczor, oraz poczuc sie Paryzaninem choc przez chwile!!!
Z Olivier Giraud przesylamy "bisous" czytelnikom mojego bloga!

Przedstawienie grane jest w Theatre des Nouveautes
24 boulevard Poissonnier 75009 Paris Metro Grand Boulvards
od wrzesnia do grudnia w piatki, soboty i niedziele.
Konieczna wczesniejsza rezerwacja!

wtorek, 10 września 2013

Amerykanska przygoda - nie taki Aligator straszny - czesc druga

Po kilkudniowym pobycie w Miami (do ktorego jeszcze nawiaze) udalismy sie w dalsza podroz po Stanach. Kolejnym przystankiem bylo Florida City i park Everglades. Poniewaz podrozowalismy z limitowanym budzetem, zdecydowalismy sie na wynajecie motelu przy drodze prowadzacej do parku.... i byla to jedna z lepszych decyzji! Do naszego motelu dotarlismy okolo 10 rano, i ku wielkiemu zaskoczeniu okazalo sie ze jest on niesamowity. Przypominal tak czesto widziane na filmach, szereg dwupietrowch budynkow, z oknami na otwarta klatke schodowa, i miejscem parkingowym pod drzwiami. Pokoje byly bardzo przestronne, czyste i swietnie wyposazone. Na terenie motelu znajdowal sie nawet basen, ktory byl odrestaurowany i zachecal nas przejrzysta woda. Okazalo sie ze w cene noclegu, ktory wynosil 50 USD za pokoj, wliczone bylo nawet sniadanie dla calej naszej trojki. Po szybkiej rejestracji, udalismy sie do pobliskiego centrum turystycznego. I kolejny raz poczulismy sie jak bohaterowie amerykanskiego filmu. W informacji turystycznej przywitaly nas trzy przemile emerytki, mowiace z typowym jak na tamte rejony akcentem. Panie w koszulach w kwiaty, spodniach w kancik, sportowych bialych butach i utlenionych wlosach, okazaly sie bardzo mile i przyjazne. Polecily nam odwiedzic Farme Aligatorow, zaproponowaly restauracje rybna, i sklep warzywno owocowy, serwujacy najlepsze milkshake w okolicy. Gdy juz zapisalismy tone bardziej lub mniej potrzebnych wskazowek, i zblizalismy sie do wyjscia, z nieba lunal najwiekszy i najpotezniejszy deszc jaki widzialam. Niebo zrobilo sie czarne w przeciagu kilku minut, wszedzie blyskaly pioruny, a deszcz padal jedna wielka struga. Bylismy zalamani, do momentu gdy jedna z przemilych staruszek poinformowala nas, ze to sa przejsciowe opady, jakich w rejonie jest wiele! Po dwudziestu minutach, wszystko ustalo, a na niebie pokazalo sie piekne slonce. Moglismy kontynuowac nasza podroz. 

W drodze na farme Aligatorow, zatrzymalismy sie na znane i polecane milkshake w sklepie "Robert is here" i przyznam sie wam, ze lepszych nigdy nie pilam!!! Nawet Liliance tak smakowal, ze w mgnieniu oka wyssala przez rurke swoj ogromny koktajl! 


Po kilkunastu minutach jazdy dotarlismy na Farme Aligatorow, znajdujacej sie na terenie Parku Everglades. Po wykupieniu biletow, udalismy sie na pierwszy pokaz karmienia Aligatorow, ja osobiscie bylam pod wielkim wrazeniem, gdyz nigdy nie widzialam na zywo takiej ilosci tych zwierzat. Pracownik parku, tlumaczyl nam jak szybkimi i niesamowicie niebezpiecznymi stworzeniami sa Aligatory. Na farmie pracuja sami profesjonalisci, i opiekuja sie ponad dwoma tysiacami tych niezwyklych gadow. Zwierzeta zyja w naturalnych warunkach, i odgrodzone sa od nas tylko siatka. Poniewaz sierpien to jeden z najgoretszych miesiecy roku, wiekszosc z nich wychodzi z wody, aby wygrzewac sie na sloncu. W specjalnych kojcach, znajduja sie rowniez mlode Aligatory, w roznej fazie rozwoju, mozna nawet wykupic odpowiednia zywnosc, i nakarmic te maluchy. Liliance bardzo sie podobala opcja karmienia malych Aligatorow, i przed kazdym kojcem, wolala karme dla nich. Naszczescie tego typu dodatkowe atrakcje, nie byly drogie, wiec wraz ze swoja przyjaciolka Line, mialy swietna zabawe.




Udalismy sie rowniez na niewielki pokaz, podczas ktorego kolejny pracownik, opowiadal nam o Aligatorach, jakie sa ich zwyczaje i zachowania. Tlumaczyl rowniez, ze nie da sie ich wytresowac, ale dzieki odpowiednim zachowaniom mozna przejac nad nimi kontrole. Patrzylismy jak zahipnotyzowani, podczas gdy ten "zaklinacz" wyczynial przerozne cuda z Aligatorem. 
















Na koniec tej edukacyjnej ekspozycji, zaproponowal najodwazniejszym z nas wziecie malego Aligatora do reki. Moja dwuletnia i niezwykle dzielna coreczka, wyrwala sie z trybuny prosto do instruktora, wolajac donosnie "Ca mamusiu, ca!!!" (To mamusiu, to!) Pierwszy raz trzymalam na rekach Aligatora, byl cieply, ciezki i mial delikatna skore. Lilianka miziala go po brzuszku, glaskala po plecach, az sama zdecydowala sie go wziac na rece. To bylo dla nas obu niesamowite przezycie.





Jednak najwieksza atrakcja na farmie, byl niepowtarzalny i unikatowy przejazd AirBoat. Lodzie te, sa bardzo popularne na Florydzie, i niesamowicie praktyczne przy zwiedzaniu mokradel. Gdy wsiedlismy juz na nasza, otrzymalismy ogromne sluchawki na uszy, ktore mialy zlagodzic glosny ryk sinika. Nasz kapitan, usadowil sie na tyle lodzi, kilka metrow nad nami, i powoli ruszylismy przed siebie. Najpierw spokojnie przebijalismy sie waskimi i zarosnietymi kanalami, kapitan ostrzegal nas ze Aligatory moga byc wszedzie, i zebysmy absolutnie nie wkladali rak do wody. 





Oczywiscie nikt go nie sluchal i nikt mu nie wierzyl, do momentu, gdy naszym oczaom ukazal sie ten ogromny gad, plynacy tuz obok nas, po prawej stronie burty. Przedzierajac sie tymi wodnymi tunelami, wydostalismy sie na ogromne polacie mokrej trawy. Naszym oczom ukazal sie przepiekny, prawie bajkowy widok rozciagajacych sie bez konca mokradel. Nagle silnik glosno zawyl, a my ruszylismy w zawrotnym tepie przed siemie. Nasz kapitan dla nam "niezla jazde". Lodz przerazliwie ryczala i huczala mknac jak strzala do przodu. Zawijasy, zakrety, blyskawiczne zawroty,  cali bylismy mokrzy lecz jak bardzo szczesliwi. Po kilkunastu minutach tej szalonej jazdy, zwolnilismy tepo, i bedac w glebi mokradel, podziwialismy przecudowna faune i flore tych terenow.



Po powrocie do brzegu udalismy sie na spozniony lunch, ktory zamowilismy w lokalnej budce z jedzeniem. Nic tak swietnie nie smakuje na Farmie Aligatorow jak same aligatory. Zamowilismy wiec sandwicha z panierowanym miesem tego gada.... ktore smakowalo troche jak kurczak tylko bardziej gorzki i kwasny. Liliance chyba bardzo smakowalo, gdyz szybko zjadla swoja porcje i wolala jeszcze. Opuszczajac park, moja coreczka bardzo plakala wolajac "Mamusiu, kokodyl! Mamusiu, kokodyl" Musielismy jej wiec tlumaczyc, ze mimo naszych checi, nie mozemy wziac ze soba do domu krokodyla bo na sie nie miesci do walizki, a po za tym, on jest u siebie w domu i byloby mu smutno gdyby zostawil swoich przyjaciol. Dopiero pluszowy krokodyl za 7 usd wysuszyl lzy mojej coreczki.



Po poludniu, udalismy sie na spacer po parku, specjalnie wyznaczonymi do tego trasami. Byla to piekna wyprawa, gdyz w glab mokradel prowadzily drewniane mosty i sciezki. Park Everglades jest jedynym w Stanach parkiem subtropikalnym. W sierpniu, czyli tzw porze deszczowej temperatura w cieniu przekracza 30C, a wilgotnosc powietrza dochodzi do 90% Zarosla Everglades maja niezwykle zroznicowana i bogata flore i faune, tamtejsze zwierzeta, takie jak zolwie, weze a nawet aligatory, sa bardzo latwe do "podejrzenia"
Ale to jednak dzikie ptactwo dominuje to nawodnione terytorium, na terenie parku zyje ponad 350 roznych gatunkow ptakow. Mokradla, bagna, wszedobylskie trzciny, gdzie niegdzie male wysepki porosniete drzewami mahoniowymi, to w rzeczywistosci najwolniej plynaca na swiecie rzeka szeroka na prawie 100km. 







Park Everglades to jedyna niezniszczona przez czlowieka czesc Florydy, pozostawiona w stanie swojej dzikosci i naturalnosci, od kilkudziesieciu lat podjeta ochrona, i wpisana na liste UNESCO. Park Everglades jest niepowtarzalnym miejscem wartym zobaczenia..... Mimo to Lilianka usnela w wozku na spacerze, miala za duzo emocji jak na jeden dzien!

wtorek, 3 września 2013

Amerykanska przygoda - Welcome to Miami - czesc pierwsza

W Stancha bylam juz kilkakrotnie w celach zawodowych, i jakos to Panstwo nie zrobilo na mnie wiekszego wrazenia. Los Angeles jest zdecydowanie zbyt wielkim miastem, ktore przecinaja wzdluz i w szerz autostrady, a w Orlando widzialam tylko centrum wystawowe, prywatne samoloty, trzy restauracje i jedna dyskoteke, wiec nie bylam w stanie ocenic. Gdy w Lutym, zaczelismy zastanawiac sie nad nasza tegoroczna wyprawa, rozpoczelismy od ogladania katalogow z Azja, gdyz ten kontynent zawsze nas fascynowal, i przed przybyciem na swiat Lilianki odwiedzilismy tam juz wiele Panstw. Tajlandia, Malezja a moze Filipiny, pozostalo nam raptem kilka krajow azjatyckich w ktorych jeszcze nie bylismy. Jednak czytajac w internecie, ze pora deszczowa przypada wlasnie na sezon letni, ze wyleguja sie tam komary, i ze jest to niebezpieczna podroz z tak malym dzieckiem, postanowilismy zaniechac dalszych planow. Coz, jakos wczesniej nigdy mi nie przeszkadzaly mocne opady i bloto po kostki, ale jednak z dwuletnia dziewczynka lepiej bedzie trafic na dobre warunki atmosferyczne. Europe juz prawie cala zjezdzilismy, a w Ameryce Polnocnej panuje aktualnie zima. Australia czy Nowa Zelandia, jest za daleko i nie miesci sie w naszym budzecie. Wtedy Martin wpadl na pomysl wyjazdu do Stanow, ku jego wielkiej radosci i mojemu rozczarowaniu.... Zdecydowalismy sie na Floryde, gdyz jest to stan o "normalnym" rozmiarze, ma wiele ciekawych atrakcji turystycznych dla dzieci i doroslych, i da sie przejechac samochodem na wszystkie strony. Temperatura w Sierpniu nie schodzi ponizej 35°C a wilgotnosc powietrza wynosi od 70% do nawet 96% (np Miami!) Jak dla mnie to bomba. Zadzwonilismy do znajomych Madeline i Franka, ktorzy wraz ze swoja trzyletnia coreczka, postanowili sie do nas przylaczyc. Ustalilismy trase na dwa tygodnie, zabookowalismy hoteli i bylismy gotowi aby zaczac nasz Road Trip!!!

Poranny widok z naszego salonu na Ocean Drive

Prawie dziesieciogodzinny lot minal w miare szybko i bez wiekszych problemow. Po odstaniu kolejki na Amerykanskiej granicy, nastepnie drugiej kolejki po odbior bagazu, i trzeciej kolejki do kontroli naszych walizek, wydostalismy sie na zewnatrz klimatyzowanego lotniska. Upal, gorac i wilgoc, nareszcie czuc bylo lato!!! Dochodzila 22h czasu lokalnego, dla nas byla to 4 rano. Lilianka i jej maloletnia kolezanka Line, byly wyjatkowo grzeczne i prawie wcale niezmeczone, w przeciwienstwie do swoich rodzicow. My cala czworka ledwo stalismy na nogach. I wtedy zaczely sie nasze pierwsze problemy. Wozki bagazowe sa platne 5 dolcow za sztuke, my mielismy tylko banknoty po 100 i nie bylo gdzie rozmienic. Firmy wynajmujace samochody znajduja sie prawie 10 minut marszu i 5 minut kolejka nadziemna od glownego terminalu. Czworka doroslych, dwojka malych dziewczynek, szesc wielkich walizek, cztery torby podreczne i dwa wozki.... Niezapomniany widok! Jakims cudem udalo nam sie dotrzec do wypozyczalni, gdzie okazalo sie ze samochod, ktory zamowilismy jest..... po prostu za maly!!! Tak wiec musielismy zamienic na wiekszy, foteliki dla dziewczynek nie byly wliczone w cene wynajmu, i za GPS tez trzeba zaplacic osobno. Tak wiec mila i usmiechnieta Pani wystawila nam dodatkowy rachunek na 800 dolarow, a my prawie dostalismy ataku serca. Po dlugich i kretych negocjacjach stanelo na 400, zapakowalismy sie do naszego ogromnego Forda, i udalismy w kierunku Ocean Drive, gdzie znajdowalo sie nasze mieszkanie. GPS nie mogl zlapac sygnalu, wiec bladzilismy po miescie i gdy wreszcie dotarlismy do naszej rezydencji dochodzila juz 24. W budynku przywital nas portorykanski portier, ktory nie mowil prawie wogole po angielsu (jak sie pozniej okazalo, wiekszosc mieszkancow Miami nie wlada tym jezykiem) Odebralismy klucze do mieszkania, wjechalismy z calym ekwipunkiem na 17 pietro naszego budynku, weszlismy do apartamentu..... i okazalo sie ze mamy do dyspozycji tylko jedna sypialnie z jednym lozkiem!!! Madeline sie nie poddala, i zaczela otwierac wszystkie mozliwe drzwi w mieszkaniu, w nadzieji, ze gdzies ukryty jest drugi pokoj. Lozeczek dla dziewczynek rowniez nie bylo, a male robily sie coraz bardziej zmeczone. Martin z Madeline zaczeli wydzwaniac do wlasciciela mieszkania, ktory nie odbieral telefonu, ja w tym czasie udalam sie do recepcji. Cudem wytlumaczylam portierowi nasza ciezka sytuacje, ale on mimo wyraznych checi nie byl w stanie nam pomoc, gdyz nie byl recepcjonista, i nie on rozdawal mieszkania. Zalatwil nam jednak lozeczka dla dziewczynek, ktor Franck zabral na gore. Madeline zjechala do recepcji, gdyz udalo sie jej dodzwonic do wlasciciela mieszkania, ktory potwierdzil ze absolutnie nie jest to jego apartament. Tak wiec nastapila pomylka, portier nie potrafil naprawic bledu recepcjonisty, wlasciciel mieszkania byl w Bostonie, dochodzila 2 w nocy, a my nie mielismy mozliwosci przyzwoitego noclegu!!! Skonczylo sie na tym, ze dziewczynki spaly w swoich lozeczkach, ja z kolezanka na lozku, a chlopaki na nierozkladanej kanapie........ Nastepnego dnia juz o 7 rano Martin stal gotowy w recepcji i odebral klucze do naszego apartamentu. Wlasciciel bardzo nas przepraszal, i oczywiscie zwrocil koszty pierwszej nocy, a my dzieki tym wszystkim problemom, polozylismy sie pozno spac co pomoglo nam w dodtosowaniu sie do jet lagu ................Pozniej bylo juz tylko lepiej...... 
Dostalismy nasze wymazone mieszkanko, z dwoma sypialniami, z dwoma lazienkami, salonem i kuchnia. Nareszcie moglismy rozpoczac wakacje!

Widok z balkonu naszej sypialni

poniedziałek, 2 września 2013

.........i po wakacjach..........

Ufff, wakacje wreszcie dobiegly konca :) A tak na powaznie, to przez ostatnie cztery, a wlasciwie piec tygodni, bylam w ciaglych rozjazdach. I dobrze, poniewaz teraz bede miala o czym pisac na blogu. Ci ktorzy sledza mnie na Fejsie, juz wiedza, ze spedzilismy z Martinem i Lilianka dwa tygodnie na Florydzie, gdzie kosztowalismy miesa  Aligatorow, odwiedzilismy Myszke Miki, a ja splukalam sie z kilku ostatnich wyplat, pozostawiajac moje ciezko zarobione pieniadze w tamtejszych outletach. Po powrocie do Francji udalismy sie na Polnoc, gdzie leniuchowalismy na plazy, popijajac rozowe wino i objadajac sie swiezymi owocami morza. Nastepnie trzydniowy powrot i kolejny wyjazd, tym razem do Polski, a wlasciwie do Warszawy, gdzie mialam niezwykla przyjemnosc uczestniczyc w jednym z najpiekniejszych przyjec slubnych jakie widzialam. Tak wiec, dzisiejszy dzien, i powrot do pracy byl po prostu jakas straszna porazka. Wstajac o 6.30 zadalam sobie pytanie, dlaczego musze pracowac, zamiast tak sobie jezdzic po swiecie na wakacje, lub ewentualnie bywac na pieknych i ekskluzywnych przyjeciach. Na Ziemie sprowadzil mnie moj szef, ktory od rana molestowal moja ekipe planem dzialan na najblizsze miesiace, oraz nowymi mozliwosciami inwestycji dla naszych klientow..... Po otworzeniu komputera, do ktorego zapomnialam hasla ( co swiadczy tylko o udanym wypoczynku letnim) zostalam zalana wiadomosciami mniej lub bardziej przyjemnymi.... Wlasnie skonczylam odpowiadac na wszystkie "pasjonujace" zagadnienia, i kompletnie wykonczona postanowilam napisac choc chwilke.....

Wakacje to cudowna sprawa, ja osobiscie czekam na nie przez caly rok. Juz w lutym przeliczam nasz budzet i ogladam katalogi biur podrozy, ktore kusza swoimi kolorowymi ofertami. Zawsze jednak decyduje sie organizowac sama nasz wyjazd. Kupuje przewodnik, buszuje w internecie, szukam porad u znajomych i przyjaciol, az wreszcie ukladam szczegolowy plan podrozy i rezerwuje hotele. Taki wyjazd sprawia mi wielka satysfakcje, i jesli cos sie nie uda, to moge miec zal tylko do siebie samej..... Wakacje letnie, to chyba najlepsza rzecz jaka istnieje, marze o nich caly rok, a pozniej te piekne tygodnie przelatuja mi przez palce, i zanim sie obejrze to nastepuje koniec. A mnie pozostaja tylko piekne zdjecia i cudowne wspomnienia....




Wrzesien to dobry moment aby zabrac sie do pracy zawodowej, ale rowniez do pisania bloga...... Tak wiec witam Was wszystkich ponownie!!!